„Mam zamknięte oczy. Nie chcę zbyt szybko ich otwierać. Najpierw muszę uspokoić oddech. Chłonę zimne powietrze łapczywie. Czuję, jak przenika do mojego ciała i je odżywia. Biorę ostatni, głęboki wdech. Prostuję się i otwieram oczy.
Pierzyna chmur chowa wszystko poniżej szczytu. Kręcę się powoli w kółko, by móc nacieszyć oczy tym pięknem.
Chmury są gęste i grube. Szczelnie oddzielają mnie od reszty świata. Chciałabym się w nich zanurzyć. Wniknąć i poczuć ich puchatość na moim ciele.”
Te kilka zdań jest efektem „dnia Marii”. Dnia, w którym przeczytałam jej tekst
z wakacji i przeskoczyłam na inną, niż codzienna, wrażliwość. A potem napisałam tekst, wczuwając się w jej styl pisania.
Odżywiają moją duszę i ubierają moje ciało. Czasem zasłyszane przypadkiem słowa, albo zdanie z książki, która miała być jedynie przyjemną lekturą, okazują się być TYM KLUCZEM. Bo czułam, wiedziałam o co mi chodzi, ale nie umiałam tego nazwać właściwymi słowami.
My, pisarze, potrzebujemy przeglądać się w innym człowieku. Dostrzegać go, inspirować się nim i tym, co tworzy. Nie da się być pisarzem, bez dostrzegania ludzi wokół. Dlatego dobrze jest wnikać w inną wrażliwość. Sprawdzać, co może czuć i myśleć ta druga strona.
Jako pisarze dążymy do stworzenia swojego stylu. Do wyjątkowości. Bo nikt przecież nie chce być kserówką… Ale czasem niebezpiecznie się w tej wyjątkowości zakopujemy. Jak jeż w liściach na zimę, na sen.
Dobrze jest, od czasu do czasu, zafundować sobie dzień w innej skórze. Dać się ponieść przeczytanemu tekstowi, akapitowi, który coś w nas otwiera. Nie odcinać się, tylko podchwycić ten rytm, tą melodię, którą w nas rozbudza. I zatańczyć, inny niż normalnie, taniec.
Założyć kostium. Zmienić wrażliwość, percepcję i sposób myślenia. Wziąć bojówki
i koszulę od autora, założyć je i sprawdzić, co wyjdzie. Znaleźć odpowiedź na pytania: „Co będzie, kiedy przeleję na papier moje myśli, ale jego stylem? Jego wrażliwością? Jak inaczej pomyślę o mojej opowieści w jej kaloszach?”
Ja czasami lubię wskoczyć na motocykl i pojechać na przejażdżkę czując się jak Stephen King (nie wiem, czemu tak mam, ale najbardziej ”kingowy” nastrój łapię właśnie tak), a potem napisać coś mrocznego.
Albo, gdy czytając kolejną z książek Terry’ego Pratchetta o Świecie Dysku, wpadam w ten stan, w którym czuję się bardzo dyskowa, biorę i piszę coś o kuli, ale z płaskim wpływem. Zawsze wychodzi coś, czego z moim codziennym poczuciem humoru nie dała bym rady napisać.
Lubię też czasem obłożyć biurko książkami i siąść do pisania z okularami zsuniętymi na środek nosa. Czuję się wtedy trochę jak Elizabeth Gilbert.
Tu nie chodzi o wierne odwzorowanie, a o impuls, o zabawę, o zmianę. Więc spróbuj, co ci szkodzi?
Być może coś odkryjesz. Być może zmienisz coś wielkiego, albo zrozumiesz coś dotychczas dla ciebie zupełnie obcego. Być może napiszesz jeden tekst jak J. R. R. Tolkien.
I możliwe, że na tym się skończy. Ale to w tobie zostanie. Jak puzzel wpisze się w twoją duszę i stworzy ciebie. I kto wie, co z tego wyniknie.
Ewa Gralla
Ewo, a ja bym chciała przeczytać 100 % wypowiedzi w Twoim stylu. Naśladowaniem nie stworzysz nic nowego. Jedynie będziesz jak ktoś inny. Chciałabym przeczytać coś co w całości pochodzi z Twojej niepowtarzalnej wyobraźni.