czytelnia

Choroba fantastomanów – Wiktoria Mikulska

Łatwo powiedzieć, że pisanie fantasy jest proste, jeśli ma się wyobraźnie i minimalne doświadczenie z literaturą tej konwencji. Życie pirata na latającym statku, który hoduje robo-smoki, z pewnością może być ciekawsze niż poślednie życie pani A i jej rozwodu lub Jana Kowalskiego z budowy. Nie umniejszając realistom ani tym bardziej fantastomanom, przydałoby się rozwiać wątpliwości dotyczące „łatwego pisania” książek o magicznych stworach i niesamowitych podróżach.

Może tylko ja mam taką tezę, że im łatwiej coś idzie, tym łatwiej można to popsuć. Rdzawym nalotem na opowieściach fantasy jest przesada. Autorzy powieści fantastycznych są dwa razy bardziej wrażliwsi na opinię innych, są bardziej zadufani w sobie i uważają, że skoro stworzyli od podstaw cały świat, mogą czuć się jak sam Jezus Chrystus. Owszem, mogą — ale tylko w swoich książkach. Fantastomani mają dziwną tendencję do organizowania wyścigów szczurów, nie tylko na internetowych dorach; rynek książkowy jest zaatakowany przez książki nasączone literacką bufonadą i niemalże ostentacyjnymi pomysłami. Kto lepszą napisze powieść, kto będzie miał lepszy pomysł, kto stworzy więcej ras/elit/kast/światów, czyja książka zostanie porównana z Tolkienem? Już słyszę ten chór, który mówi: „to nie prawda”, „nie wszyscy”, „ja tak nie robię”, dlatego napisałam „tendencję”.

Przesada atakuje fantastomanów jak choroba i sama padałam jej ofiarą.

Chcąc ze wszystkich sił zainteresować czytelnika, pokazać jak wielką mam wyobraźnię. Gdy dotarło do mnie, że zaczynam tańczyć na monocyklu przed publiką, wycofałam publikację, a pomysł leży i się kuruje. Może kiedyś go uzdrowię.

Na dobrą sprawę na „przesadę” może zachorować każdy, ale statystyki zachorowań nie kłamią, a w grupie największego ryzyka znajdują się fantastomani. Choroba objawia się nadgorliwością w opisach świata, zbytnią jego idealizacją lub całkowitym jego przeciwieństwem. Pacjent niczym rasowy hedonista opowiada o niezwykłych wydarzeniach przeszłości, o magii i różnych istotach. Przesada prowadzi do śmierci czytelnika (z nudów) bądź szaleństwem autora.

Im więcej serwujesz niezwykłości, im bardziej chcesz się pokazać jako wielki bajarz o niezwykłej wyobraźni, tym bardziej prawdopodobne, że Twoi czytelnicy nie wytrzymają Twoich popisów.

Będę na tyle bezczelna, by udzielić rady: lepsza powieść realistyczna z naleciałościami fantasy, niż fantastyka z odrobiną realizmu.

Pacjent jest tak zafascynowany „mocą twórczą” jaką daje mu pióro, że całkiem zapomina o swoim świecie, dosłownie. Zaczynają się tłumaczenia, że „przecież to fantasy”, ale nawet konwencja, która zakłada zjawiska paranormalne, alternatywne rzeczywistości i irracjonalne umiejętności bohaterów, nie może wpadać w wir absurdu. Opisując losy rycerza w alternatywnej rzeczywistości, nie możemy powiedzieć, że ma konto na Facebooku. Można się kłócić i tu fantaści nie zaznają spokoju, bo skoro to alternatywna rzeczywistość, to może być wszystko, ale z drugiej strony czytelnik ma skłonność do porównywania światów. Na hasło „rycerz” wyobraża sobie Bożego Wojownika, w płytowej zbroi i z mieczem u boku. Jak zatem może wyglądać taka rzeczywistość? Piaszczyste drogi, błoto w miastach, drewniane chałupy i powozy. Gdy pojawia się hasło, które jest znane z bliskiej nam przeszłości lub nawet teraźniejszości, wprowadza to zamęt, niszczy całkowicie klimat. Autor wiele traci w naszych oczach i staje się śmieszny, bo mu nie wierzymy. Podałam skrajne przykłady, byście mogli to sobie lepiej wyobrazić, ale czasem, gdy mamy do czynienia z inteligentnym czytelnikiem, który wyłapie drobne potknięcie w realizmie miejsca i czasu, to może objawić się to w ten sam sposób. Nadwyrężone zostanie zaufanie.

Pisać fantasy, podobnie jak książki, może każdy. Tylko nieliczni potrafią napisać dobre fantasy, którego świat będzie działał bez zarzutu, a czytelnik ani przez moment nie zwątpi w kompetencje autora.

W tej konwencji trzeba trzymać palce w wielu ciastach. Research do fantastyki przechodzi pojęcie zwykłego laika i jest ogromnie przytłaczający, bo nie liczy się, czy wymyśliłeś Magiolandię, czy akcja rozgrywa się we Francji, musisz wiedzieć o czym piszesz. Musisz poznać zagrywki polityczne, taktyki gospodarcze, ustalić prawo, język, religię, obyczaje, charakter, położenie geograficzne i prawdopodobieństwo zdarzeń, a także chronologia i przyczynowo-skutkowość wydarzeń z przeszłości. Choć moim przykładem jest raczej alternatywna rzeczywistość, to przyczyny i skutki muszą być wyraźnie nakreślone w każdym z odłamów fantastyki. Jest wiele czynników, które muszą być wyraźnie i klarownie, ale nie ostentacyjnie nakreślone w fabule, by opowieść wciąż była giętka, ale logiczna i spójna.

Dlatego uważam fantasy za najtrudniejszą konwencję zaraz po kryminale, bo potrzebuje maksymalnej koncentracji i świadomości autora o tym, co robi i na co chce zwrócić uwagę, a o czym często zapomina się w fantasy.

Wiktoria Mikulska

3 komentarze

  1. Karol: rozumiem, że ci się nie podobało. Wiesz, ja cenię ten artykuł za to, że jest kontrowersyjny ;)

  2. Przyznam, że pierwszy raz nie doczytałam do końca. Tezy autorki są jej bliskie.

  3. Czasami powstaje jeszcze jeden problem – co czytelnik uważa, że wie lepiej od piszącego. Jeśli jest na przykład przekonany, że rycerz w zbroi nie był w stanie sam wsiąść na konia (taka przykładowa bzdura), to nawet przy dobrze zrobionym researchu szlag trafia „poczucie realizmu” czytelnika ;)

Dodaj komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *