Wybrałam się pewnego jesiennego popołudnia, nieadekwatnie mroźnego do tej pory roku, na spotkanie literackie w mojej miejscowości. Gościem była Katarzyna Bonda, autorka bestsellerowych powieści kryminalnych. Trzeba przyznać, że wie, jak zrobić pierwsze wrażenie. Kazała na siebie czekać około dwudziestu minut! „No nic, skoro już tu jestem, to poczekam”- uzbroiłam się w cierpliwość i rozsiadłam wygodnie na krześle.
W końcu wkroczyła na salę, z rozwianym, długim, blond włosem, w szpilkach i dopasowanej, eleganckiej sukience. Wyglądała zupełnie… jak nie pisarka. Automatycznie nasunęło mi się skojarzenie z celebrytką. Usiadła w przygotowanym dla niej fotelu, przywitała się z publicznością i zaczęła mówić. Niskim, zadziornym głosem, kompletnie nie pasującym do jej kobiecej aparycji, potwierdziła, że pisze bestsellery i że prawa do wydań zagranicznych jej książek zakupiły największe wydawnictwa na świecie, takie jak Hodder & Stoughton i Penguin Random House. A ja uważnie słuchałam. Jej bezpośredniość i pewność siebie początkowo wprawiły mnie w niemałe zakłopotanie. Powoli jednak zyskiwała moją sympatię szczerością i otwartością wobec uczestników spotkania. Dałam się ponieść jej słowom i jej historiom. I wtedy, w samym środku zawiązującej się właśnie życzliwej atmosfery, sparaliżowała mnie myśl, „Co by było, gdyby w tym momencie Katarzyna Bonda zapytała, czy jest na sali pisarz lub pisarka? Czy podniosłabym rękę i wstała, żeby pokazać się publiczności?” Serce zaczęło mi szybciej bić. Przez ciało przelała się fala gorąca. A może było na odwrót? Może najpierw poczułam spływającą z czubka głowy do stóp falę nieprzyjemnego ciepła a dopiero potem serce odczytało sygnał o zagrożeniu i zaczęło walić jak oszalałe? Nieważne. Ważne jest to, że nagle w moich oczach stałam się strasznie mała.
W ułamku sekundy odmówiłam sobie prawa do czucia się pisarką; do przyznania się przed innymi i sobą do tego, że przecież czuję się pisarką, bardziej niż prezeską fundacji, którą jestem zawodowo.
Dlaczego więc w tamtej zatłoczonej sali nie podniosłabym ręki w górę i nie przyznała się do tego wszystkiego na głos?
„A co ze mnie za pisarka, skoro nie wydałam żadnej książki? No, ale napisałam już zbiór wierszy dla dzieci. Mój wiersz został opublikowany w książce zbiorowej i nawet książka została zatytułowana tak samo jak ten wiersz. To o czymś chyba świadczy. No i co z tego? Przecież to żaden sukces. I jeszcze nie dowód na to, że jestem pisarką. Weź przestań, jesteś dla siebie za surowa. Każdy od czegoś zaczynał. A Twardoch latami pisał, zanim został doceniony! Ania, proszę cię. Naprawdę uważasz, że jesteś jak Twardoch? No nie, pewnie, że nie, ale dlaczego miałabym się wstydzić tego, że czuję się pisarką? Dlaczego? Niech pomyślę. Przecież wciąż za mało umiem, za mało wiem o warsztacie pisarskim. Przecież dopiero się uczę. Ale ciągle się rozwijam! Ile to już lat ćwiczę warsztat? Nikt nie urodził się geniuszem pisarstwa. To trzeba nieustannie trenować tak samo jak każdą inną umiejętność! Każdy pisarz i każda pisarka na tej ziemi uczy się całe życie. A co by pomyślała o mnie sama Bonda? Zgłaszam się, że jestem pisarką a nie wydałam żadnej książki! Ba, nawet nie skończyłam jeszcze swojej pierwszej. Jakim prawem w ogóle uważam, że jestem pisarką? No, dlaczego niby tak uważam? Po prostu, nic mi nie daje takiej radości jak tworzenie światów i ujarzmianie słów; jak przekłuwanie obrazów i emocji w słowa. Kiedy piszę, czuję się w pełni sobą. I nie da się tego porównać z niczym!”
To jak to jest ze mną? Jestem pisarką czy nie? Mhm. Moja odpowiedź brzmi: tak, jestem pisarką tak długo, jak daję sobie prawo nią być.
Anna Kopaczewska