Ile razy miałeś tak, że zanim za coś się zabrałeś, musiałeś dokładnie się przygotować? Zaplanować wszystko, zabezpieczyć się na każdą ewentualność i oczywiście przygotować plan B, jeszcze przed rozpoczęciem realizacji planu A. Bo przecież “przezorny zawsze zabezpieczony”.
Jak często Twój zapał by wziąć się za to co sprawia ci frajdę, opadał na etapie tych wszystkich przygotowań i planowania, i w konsekwencji nigdy nie zacząłeś: odłożyłeś wszystko na bliżej nie zdefiniowane później albo po prostu się poddałeś.
Mnie niestety zdarzyło się tak wiele razy. Jednak w końcu udało mi się zrozumieć, że kluczem do sukcesu wcale nie jest perfekcyjne przygotowanie się do zadania, tylko odwaga by zacząć coś robić z marszu, tu i teraz z tym co obecnie wiemy i umiemy.
W zrozumieniu tego pomógł mi organizowany przez Marię wyjazdowy warsztat do Domu w Zakręcie, w którym wzięłam udział w czerwcu. Dostrzegłam tam i rozgryzłam kilka moich schematów powstrzymujących mnie przed procesem twórczym. Oswoiłam swój perfekcjonizm i na nowo odkryłam siebie w pasji pisania. Do tego stopnia, że obudziło się we mnie małe podekscytowane dziecko, które niecierpliwie przebiera nogami za każdym razem gdy wie, że chwila przelewania słów na papier jest blisko.
W pisaniu fikcji, odkąd pamiętam, najbardziej blokował mnie brak pomysłów i tematów. To nie jest tak, że ich w ogóle nie miałam, tylko bardzo często nie wydawały mi się dość dobre albo nie wiedziałam od czego w ogóle mam zacząć. Paraliżowała mnie czysta kartka.
Dlatego gdy poznałam polecaną przez Marię metodę robienia map myśli, z miejsca się w niej zakochałam. Na swój własny użytek delikatnie ją zmodyfikowałam i tworzę swoje mapy w sposób czysto tekstowy: zapisuję główny temat lub słowo, o którym potrzebuję pomyśleć, a pod nim słowa, wyrażenia, nawet zdania związane ze słowem-kluczem, które mniej lub bardziej frywolnie przychodzą mi do głowy. To taka burza w mózgu, mapa i myślodsiewnia w jednym.
Nie chodzi o to by wykorzystać wszystkie skojarzenia, proces ich spisywania jest moją rozgrzewką, sposobem na odczarowanie nieśmiałości wobec czystej białej kartki i trzymaniem z dala od moich pomysłów wewnętrznego Cenzora, który dotąd nie dawał mi spokoju.
Jest to dla mnie sposób bardzo skuteczny. Jak dotąd każde moje podejście do map myśli kończy się zarysem, a później skończonym tekstem. I może właśnie dlatego, że trochę się tą skutecznością zachłysnęłam — prawie nie zauważyłam, jak wciąż bardzo dobrze we mnie działa system wątpienia w siebie (i jak wysublimowane stają się jego taktyki).
Otóż pojawiła się całkiem niedawno we mnie taka myśl:
“No dobra, jeśli ta cała mapa myśli działa, jeśli daje takie dobre rezultaty — to pewnie są też jakieś inne sposoby na aktywowanie kreatywności. Może jest coś wspanialszego albo przynajmniej równie dobrego? Muszę to coś znaleźć, żeby mieć jakiś PLAN B, na wypadek gdyby mapy przestały działać…”
I w tym momencie zapaliła się w mojej głowie czerwona lampka: A co jeśli nigdy nie będzie mi potrzebny ten plan B? Co jeśli mapy to właśnie mój sposób? A nawet JEŚLI nie, to po co mam zaprzątać sobie głowę szukaniem innej techniki wzbudzania kreatywności właśnie teraz? Po co zatruwam się myślami, że kiedyś coś we mnie nawali? Może tak się stanie a może nie. Tymczasem nie ma sensu ani faktycznej potrzeby aby tracić czas, który mogłabym poświęcić tworzeniu.
O, jak bardzo podstępna jest Pani Prokrastynacja, która pod pozorem czynienia dobra, bo przecież znalezienie takiego Planu B jest wyrazem troski o mnie samą, tak naprawdę odciąga mnie od tego, co jest dla mnie najważniejsze!
Pan Cenzor również bawi się moim kosztem świetnie, bo właśnie wsunął delikatną szpileczkę zwątpienia we mnie samą i moje kreatywne moce.
I to właśnie wtedy, gdy już myślałam, że wiem o nich wszystko i już nie dam się im zaskoczyć! Widać z bycia perfekcjonistką nie można się ot tak uwolnić. Nie chodzi teraz o to by nad tym lamentować (bo lamentowanie nic nie zmieni i tylko znowu zwiąże nam ręce), tylko gdzieś z tyłu głowy zdawać sobie sprawę z tego, by cały czas mieć się na baczności:
Może nie potrzebuję już kolejnego notesu (te dwadzieścia, które już leżą puste na półce nie zapiszą się przecież magicznie w ciągu nocy)?
Może nie muszę od razu mieć tematu na pięć kolejnych książek, gdy nawet nie zaczęłam pisać pierwszej.
Nie muszę martwić się o wydawcę i o to czy z pisania można się utrzymać.
I w końcu… Może ja w ogóle nie potrzebuję Planu B?
Jeśli czujesz, że chcesz iść na spacer tą zupełnie nową drogą, którą jeszcze nie spacerowałeś, to wcale nie potrzebujesz czyjegoś pozwolenia, map i wskazówek — po prostu wstań, weź co masz pod ręką i sam sprawdź co będzie ci na tej drodze potrzebne.
Zacznij od pierwszego kroku, słowa, zdania. Najpierw zapisz jeden notes, choćby miał być to “tylko” brudnopis. Nie czekaj z wykonywaniem zadań z tej książki o pisaniu, którą właśnie czytasz, już wypróbuj rady z pierwszego rozdziału.
Nie czekaj, nie zwlekaj, nie szukaj planu B. Pisz.
Ewa Karaszkiewicz
autorka bloga Hydraulika Słów
O tak! „Nie czekaj, nie zwlekaj – pisz!”. Bo W PISANIU BARDZO POMAGA PISANIE :)
Ewo, dziękuję Ci za to, co napisałaś. Podczas czytania troszkę popłakałam nad klawiaturą. :) Motyw pustej kartki, Pani Prokrastynacji, uporczywego planowania, które nie posuwa pracy do przodu… myślałam, że jestem leniwa i tylko ja zmagam się z czymś takim. Byłam na siebie zła za to, że nie potrafię wykorzystać swojego talentu literackiego. Twój artykuł uzmysłowił mi, że nie jestem sama ze swoimi problemami, a co najpiękniejsze, istnieje antidotum: nie myśleć za dużo o formie (trochę jak biblijny faryzeusz), a na bieżąco cieszyć się, odkrywać, podziwiać to, co wykluwa się z gry wyobraźni. Wypróbuję mapę myśli dziś wieczorem!! Dobrego dnia. :)
Macieju, to bardzo dobrze! Widać nie jesteś z tych, co opracowywanie Planów BCDE traktują jako wymówkę od zajęcia się porządnie planem A :)
Mario, dziękuję bardzo za publikację <3
A mnie z kolei świadomość posiadania planu B, C, D itp. właśnie skutecznie odblokowuje. Sprawia, że nie mam aż tak dużego parcia na wynik :)