Pracy z Marią nie można nazwać pracą. To czysta przyjemność. Jest wtedy, kiedy jej potrzebujesz, znika kiedy rozwijasz skrzydła. Sprawia, że sięgasz po swoje tajemne siły, o których istnieniu nie miałeś pojęcia. Wie, kiedy cię pogłaskać po głowie, bo na więcej cię dziś nie stać, wie kiedy powiedzieć „Popraw sam swoje błędy, przecież już potrafisz”.
Myślę, że gdyby nie Maria, moja książka o kobietach spełnionych, nad którą pracowałam przez ostatnie pół roku, nie powstałaby. Maria towarzyszyła mi, kiedy stawiałam swoje pierwsze reporterskie kroki: wspierała po pierwszym nieudanym wywiadzie, podpowiadała jak rozpoznać prawdziwą historię, jak wejść i wyjść z bohatera bez uszczerbku dla swojej psychiki, jak redagować teksty.
Dziś wiem, że niepisanie to też pisanie, że kiedy nie dotykam tekstu, to też nad nim pracuję, daję sobie drugi oddech, łapię dystans, widzę więcej.
Pracując nad książką razem z Marią, nauczyłam się przede wszystkim słuchać siebie, podążać za ciekawym autentycznym bohaterem, znalazłam swoje tempo pracy, swój styl, swoją własną receptę na pisanie.
Dziękuję Mario.