“Uważasz się za pisarkę?” X. wwierca mi się tym pytaniem w brzuch. Jak X. zada pytanie, to nie bierze jeńców. Czy uważam się za pisarkę? Mam dwie odpowiedzi na to pytanie – publiczną i prywatną. Ta publiczna wyznaczona jest przez konwenanse. “Ach, gdzież ze mnie pisarka! No jaka tam pisarka!”. No bo pisarka to ma kontrakt z wydawnictwem, kilka książek na koncie, topki Empiku. Pisarka to żyje z pisania. Pisarka to chodzi na kawę z Rusinkiem do Prowansji i na wódkę z dyrektorem Znaku. Pisarce to się w Literackim redaktorzy kłaniają. Tokarczuk! O! To jest pisarka!
Ale zawszę kiedy mówię tę odpowiedź konwencjonalną, bo niekonwencjonalnej nie wypada, to trochę mi się zbiera na wymioty. Bo co to znaczy być pisarzem? Czy jest nim ktoś, kto pisze codziennie, ale nigdy nie wydaje swoich książek? Czy jest nim bloger piszący książkę ekspercką? Czy jest nim człowiek, który codziennie snuje niesamowite opowieści na Facebooku, czytane przez setki osób? Czy Harper Lee, która wydała “Zabić Drozda” i zamilkła, była pisarką? Czy był nim Kafka, pracownik zakładu ubezpieczeń praktycznie do końca życia? Lovecraft, działający przede wszystkim w kręgach amatorskich? Czy trzeba pisać dobrze i czy trzeba być popularnym? Czy trzeba wydać książkę w wydawnictwie tradycyjnym, bo self-publishing to nie? Czy może kryterium jest częstotliwość pisania? Ile trzeba napisać, żeby być pisarzem i ile trzeba nie napisać, żeby przestać nim być? Czy jeśli pisze się pół godziny dziennie, to już spoko, zasłużyliśmy? A może nie ma tak lekko, trzeba cisnąć godzinę dziennie? Albo sześć?
Ostatnio znalazłam odpowiedź na to pytanie, która trafia w punkt. Aaron Sorkin na swoim kursie scenopisarstwa opowiadał jednemu ze swoich uczniów, jak pisał pierwszy w życiu dialog: “Czułem niesamowitą pewność, kiedy to robiłem, po prostu niesamowite uczucie, którego nigdy nie miałem jako aktor. Wiedziałem od razu. Niezależnie od tego jak byłem młody, niedoświadczony i nieopierzony jako pisarz, wiedziałem, że jestem pisarzem. […] Myślę, że fakt, że (ty też) miałeś to naprawdę wyjątkowe poczucie, kiedy zacząłeś pisać, jest ważnym znakiem. Jesteś pisarzem.”
Niezależnie od tego, jakie zewnętrzne kryterium przyłożymy do tytułu “pisarz”, w środku po prostu wiesz, czujesz to w żołądku. Jesteś pisarzem. Albo nim nie jesteś.
Pamiętam, kiedy zaczęłam pisać swoją pierwszą książkę. Miałam wtedy 27 lat. Był pierwszy listopada 2015 roku, usiadłam przy komputerze z moimi notatkami i zaczęłam pisać. To nie było po prostu przyjemne tak, jak przyjemne jest czytanie książki czy oglądanie serialu na Netflixie. To była przede wszystkich gigantyczna ulga. Jak powrót do domu po bardzo, bardzo długim dniu. Przez kolejne kilka lat nikomu nie pokazywałam tego, co pisałam i nie chciałam tego pokazywać. Ale była we mnie niezachwiana pewność, że jestem pisarzem. Że pytanie “po co piszesz” jest dla mnie tak bez sensu, jak pytanie “po co jesz obiad”.
Kiedy ktoś mnie pyta, czy jestem pisarką, mam kilka odpowiedzi. Te konwencjonalne i te niekonwencjonalne. Ale ta prawdziwa odpowiedź, którą mam dla samej siebie, jest dla mnie jasna jak słońce. Oczywiście, że jestem. Zawsze byłam.
Marta Marecka
Marta, no fantastyczny ten artykuł. Uwielbiam jak piszesz. Jak gadasz też zresztą uwielbiam :)