Siedzisz nad pustą kartką papieru. Nerwowo pukasz długopisem w jej środek licząc, że pod wpływem ponaglającego uderzenia spłynie na ciebie olśnienie. Czekasz. Rozglądasz się z nadzieją dookoła. I nic. Nadal pustka. „Weno, gdzie jesteś?!”.
Znasz ten stan? Ja tak! Właśnie jadę pociągiem i dumam nad pustą kartką notesu. Próbuję pisać artykuł o tym, skąd brać inspirację do pisania, ale ta jak na złość nie chce dzisiaj do mnie przyjść. Zerkam na pozostałe siedzenia. Cały przedział jest pusty, ani jednej twarzy, na której mogłabym zawiesić wzrok i puścić wodze wyobraźni.
Opieram łokieć na półce, podpieram twarz dłonią i obserwuję obrazy za oknem. Wysoko na niebie widzę paralotniarza. Jakie to musi być cudowne, dryfować niespiesznie w przestworzach i podziwiać świat z góry. A gdybym tak pokazała bohaterkę pisanej właśnie przeze mnie powieści z lotu ptaka? Czytelnik zobaczyłby ją w tłumie innych osób, jak pędzi odhaczać kolejne zadania na liście. Praca, dom, córka, zakupy, odwiedziny u kochanej babci, spotkanie z przyjaciółką, randka z mężem. Wydałaby się taka malutka z jej wielkimi problemami. A przecież nasze codzienne zmartwienia są takie nieznaczące, kiedy spojrzymy na nie z dystansem, z szerokiej perspektywy. Wszystkie te tragedie łamiące życie zdają się wtedy takie błahe. Tak, ta scena byłaby piękną metaforą. Zapisałam pomysł na kartce.
Z rozmyślań wyrwał mnie widok lasu. Potężne drzewa okraszone kruchymi, zasuszonymi już i opadającymi powoli liśćmi, mieniły się żółcią, sepią, pomarańczą i czerwienią. Przypomniało mi się, jak kilka dni temu spacerowałam po lesie z moimi synami. Szukaliśmy roślin, które będziemy mogli ususzyć i wkleić do zielnika. Pod nogami skrzypiały nam liście. Zaskoczyło mnie, że o tej porze roku las jest taki suchy. Raz po raz pod naciskiem butów pękały spróchniałe patyki. Uparcie przypominałam chłopcom, że jesteśmy w lesie a tu nie wolno krzyczeć. Rozbiegli się w dwie strony. Każdy chciał odkrywać świat na swój własny sposób. Ten zapach! Czysty, przezroczysty, wypełniający całe ciało. Poczułam, jak chłód przenika moją skórę. Koniecznie, ale to koniecznie muszę napisać w mojej książce scenę w lesie. Taką, która będzie działała na zmysły.
Tymczasem z sąsiedniego wagonu wyszedł mężczyzna. Stanął przy drzwiach wyjściowych. Pewnie wysiądzie na następnej stacji. Patrzy smutno w ekran telefonu. Ciekawe, dokąd jedzie? Może w odwiedziny do schorowanej matki? Chyba martwi się, że stan jej zdrowia pogarsza się z dnia na dzień. Ma wyrzuty sumienia, że nie może z nią zamieszkać. A może jedzie do żony, z którą dzielą go tysiące kilometrów? Możliwe, że wraca właśnie z Anglii, Irlandii albo Niemiec, gdzie pracuje na utrzymanie całej rodziny. Zastanawia się, czy bardziej cieszy się na spotkanie z bliskimi, czy dołuje, że za chwilę znowu czeka ich rozłąka. Ciekawy wątek. Może wykorzystam go jakoś w książce?
Nie nadążam ze spisywaniem pomysłów. Wiesz już, że inspiracja jest wszędzie? Otwórz oczy, słuchaj muzyki, obserwuj ludzi i świat wokół ciebie, słuchaj rozmów przypadkowych ludzi, wsłuchuj się w siebie, zwracaj uwagę na swoje zmysły. Nie czekaj, aż przyjdzie do ciebie wena. Znajdź własny sposób na to, jak otworzyć szufladę „kreatywność”.
Anna Kopaczewska
Aniu, to świetnie! Ja niestety łapię się na tym, że zbyt często jestem w biegu. Muszę świadomie włączać ten stan bycia tu i teraz, obserwowania, słuchania. Im więcej sama piszę, tym bardziej jestem czujna i wtedy pomysły, inspiracje same przychodzą do głowy :) Pozdrawiam!
Znam to Aniu bardzo dobrze, dlatego gdziekolwiek jestem, pracuje mi wyobraźnia i obserwacja też. Każdy, kogo mijam, zastanawia mnie i snuje w myślach małą historię jego życia, a to bardzo pomaga. Uwielbiam tę twórczość☺.