Posts Tagged "jak znaleźć historię"

Weno, gdzie jesteś? – Anna Kopaczewska

Wpisane dnia paź 30, 2018 w dziale Czytelnia | 2 komentarze

Siedzisz nad pustą kartką papieru. Nerwowo pukasz długopisem w jej środek licząc, że pod wpływem ponaglającego uderzenia spłynie na ciebie olśnienie. Czekasz. Rozglądasz się z nadzieją dookoła. I nic. Nadal pustka. „Weno, gdzie jesteś?!”.  Znasz ten stan? Ja tak! Właśnie jadę pociągiem i dumam nad pustą kartką notesu. Próbuję pisać artykuł o tym, skąd brać inspirację do pisania, ale ta jak na złość nie chce dzisiaj do mnie przyjść. Zerkam na pozostałe siedzenia. Cały przedział jest pusty, ani jednej twarzy, na której mogłabym zawiesić wzrok i puścić wodze wyobraźni. „O czym pisać?”, zastanawiam się zrezygnowana.  Opieram łokieć na półce, podpieram twarz dłonią  i obserwuję obrazy za oknem. Wysoko na niebie widzę paralotniarza. Jakie to musi być cudowne, dryfować niespiesznie w przestworzach i podziwiać świat z góry. A gdybym tak pokazała bohaterkę pisanej właśnie przeze mnie powieści z lotu ptaka? Czytelnik zobaczyłby ją w tłumie innych osób, jak pędzi  odhaczać kolejne zadania na liście. Praca, dom, córka, zakupy, odwiedziny u kochanej babci, spotkanie z przyjaciółką, randka z mężem. Wydałaby się taka malutka z jej wielkimi problemami. A przecież nasze codzienne zmartwienia są takie nieznaczące, kiedy spojrzymy na nie z dystansem, z szerokiej perspektywy. Wszystkie te tragedie łamiące życie zdają się wtedy takie błahe. Tak, ta scena byłaby piękną metaforą. Zapisałam pomysł na kartce. Z  rozmyślań wyrwał mnie widok lasu. Potężne drzewa okraszone kruchymi, zasuszonymi już i opadającymi powoli liśćmi, mieniły się żółcią, sepią, pomarańczą i czerwienią. Przypomniało mi się, jak kilka dni temu spacerowałam po lesie z moimi synami. Szukaliśmy roślin, które będziemy mogli ususzyć i wkleić do zielnika. Pod nogami skrzypiały nam liście. Zaskoczyło mnie, że o tej porze roku las jest taki suchy. Raz po raz pod naciskiem butów pękały spróchniałe patyki. Uparcie przypominałam chłopcom, że jesteśmy w lesie a tu nie wolno krzyczeć. Rozbiegli się w dwie strony. Każdy chciał odkrywać świat na swój własny sposób. Ten zapach! Czysty, przezroczysty, wypełniający całe ciało. Poczułam, jak chłód przenika moją skórę. Koniecznie, ale to koniecznie muszę napisać w mojej książce scenę w lesie. Taką, która będzie działała na zmysły. Chcę, żeby czytelnicy poczuli to, co ja: odgłosy, zapach, temperaturę, dotyk liści na policzku i szuranie ściółki pod butami. To dopiero jest wyzwanie, prawda?! Tymczasem z sąsiedniego wagonu wyszedł mężczyzna. Stanął przy drzwiach wyjściowych. Pewnie wysiądzie na następnej stacji. Patrzy smutno w ekran telefonu. Ciekawe, dokąd jedzie? Może w odwiedziny do schorowanej matki? Chyba martwi się, że stan jej zdrowia pogarsza się z dnia na dzień. Ma wyrzuty sumienia, że nie może z nią zamieszkać.  A może jedzie do żony, z którą dzielą go tysiące kilometrów? Możliwe, że wraca właśnie z Anglii, Irlandii albo Niemiec, gdzie pracuje na utrzymanie całej rodziny. Zastanawia się, czy bardziej cieszy się na spotkanie z bliskimi, czy dołuje, że za chwilę znowu czeka ich rozłąka. Ciekawy wątek. Może wykorzystam go jakoś w książce? Zaczęło się! Proces tworzenia w mojej głowie rozkręcił się na dobre. Nie nadążam ze spisywaniem pomysłów. Wiesz już, że inspiracja jest wszędzie? Otwórz oczy, słuchaj muzyki, obserwuj ludzi i świat wokół ciebie, słuchaj rozmów przypadkowych ludzi, wsłuchuj się w siebie, zwracaj uwagę na swoje zmysły. Nie czekaj, aż przyjdzie do ciebie wena. Znajdź własny sposób na to, jak otworzyć szufladę „kreatywność”.  Anna...

Read More

7 rzeczy, których nauczyłam się w Klubie Pisarskim – Dorota Jawulska, część 2

Wpisane dnia kwi 13, 2017 w dziale Czytelnia | 0 komentarzy

Nie taki upiór straszny, jaki go sobie maluję. Lęk jest jak kula u nogi, która hamuje, ogranicza pole działania, pozbawia możliwości na ciekawe i rozwijające doświadczenia, przygnębia i tłamsi. Klub Pisarski był dla mnie ciągłym zmaganiem się z lękiem, wychodzeniem poza sferę komfortu, przełamywaniem ograniczających mnie oporów. Już samo regularne robienie ćwiczeń nauczyło mnie odwagi w odmawianiu robienia innych rzeczy w tym czasie, robienia miejsca na to co uważam za ważne. Nie łatwo jest powiedzieć rodzinie, mężowi, partnerce, znajomym „nie mam teraz dla was czasu, robię pisarskie ćwiczenie”. Nie łatwo zrezygnować z przyjemności próżnowania przed telewizorem, spotkań towarzyskich, wypełnienia domowych obowiązków. Nie jest łatwo przyznać, że jeśli chcę dobrze pisać, muszę przysiąść do nauki i ćwiczeń. Co więcej, niektóre ćwiczenia są prawdziwym wyzwaniem. Pewnego razu pojawiło się ćwiczenie, przy którym od razu się cofnęłam. „To zbyt emocjonalne i osobiste. Nie dam rady tego napisać. Przecież zawsze mówiłam, że nie potrafię pisać tekstów zbyt osobistych” pomyślałam i już miałam schować się za parawanem choroby, braku czasu, pilnych rzeczy do załatwienia, gdy usłyszałam dźwięk łańcucha u krępującej mnie kuli strachu. Podjęłam wyzwanie. Zrobienie tego ćwiczenia było dla mnie bardzo trudne, ale ogromnie uwalniające. Pokazało mi bowiem, że wszelkie „nie dam rady, nie umiem, nie chce mi się, nie mam czasu” są jedynie objawami strachu przed tym co nowe, nieznane. Są momenty, gdzie rzeczywiście brakuje czasu, lecz w tej sytuacji, byłoby to tylko wymówką i dobrze jest umieć to rozróżnić. Nauczyłam się też, że im częściej podejmuję wezwanie, tym mniejszy staje się lęk, nie tylko w kwestii pisania. Jak usłyszeć i ćwiczyć własny głos? „Nie zgadzam się!” wykrzyknęłam po przeczytaniu pewnego artykułu o pisaniu, który Maria wysłała nam wraz z ćwiczeniem. Wiązki sążnistych przekleństw, którą potem z siebie wyrzuciłam, nie będę przytaczać. Cenię sobie po prostu kreatywną wolność i artykuły „nauczycieli pisania” pełne zakazów i narzuconych schematów dotyczących kompozycji tekstu uważam za bardzo ograniczające, wręcz szkodliwe. Autor artykułu dyktatorskim tonem twierdził, że nie wolno zaczynać rozdziału lub sceny od pogody i opisu, a prolog jest archaicznym przeżytkiem, którym należy odesłać do muzeum. Napisał też, że jeśli nie dostosuję się do jego zaleceń, jestem pisarskim ciołkiem i należy mi się kop w dupę. Dosłownie. Chwyciłam za notatnik i długopis. W ciągu dwóch godzin napisałam kilkadziesiąt stron o funkcji opisu, roli pogody, a także w jaki sposób pogoda może wpłynąć na przebieg akcji, wprowadzić nagły zwrot, niespodziankę, wyzwanie dla bohaterów. Odnalazłam też w książce, którą akurat czytałam, scenę, którą uważam za bardzo słabą właśnie ze względu na to, że autor nie zaczął od pogody. Przeanalizowałam ją. Zastanowiłam się, co zmieniłoby się w tej scenie, gdyby w pierwszym akapicie znalazł się opis pogody i panującej w otoczeniu atmosfery. Zapisałam to wszystko. Potem przeszłam do prologu. Wypisałam rodzaje konstrukcji powieści, w których prolog nie tylko świetnie się sprawdza, ale jest wręcz konieczny. Uświadomiłam sobie, że prolog jest po prostu trudnym chwytem konstrukcyjnym i co można zrobić, aby dobrze „wmontować” go w całość. Dopiero gdy zamknęłam notatnik i odetchnęłam, zdałam sobie sprawę, że wzbogaciłam moją „Ars Poetica” o kolejne elementy. Nabrałam dystansu do tego co pojawia się na temat pisania. Chcę mówić własnym głosem, stosować techniki w taki sposób, w jaki sama uznam za słuszny i ważny dla pisanej przez mnie historii. Twórczy indywidualizm jest tym, co wyróżnia pisarzy. Uczenie się i ćwiczenie pisarskich technik to jedno, ale ślepe słuchanie porad może zaowocować popadnięciem w sztampę i zniszczeniem własnego, indywidualnego głosu. Jak oswoić ryczącego niedźwiedzia? Kiedy zapisywałam się do I edycji Klubu Pisarskiego i myślałam o tym, że ktoś przeczyta mój tekst i napisze mi pod nim parę słów, truchlałam ze strachu. „Zostanę skrytykowana” kołatało mi się panicznie w myślach. Krytyka nikomu nie kojarzy się z czymś przyjemnym. Przypomina potężnego niedźwiedzia, stojącego na dwóch łapach, ryczącego głośno, gotowego rozszarpać na strzępy wszystko co wpadnie mu w łapy. Granica pomiędzy krytyką a opinią jest bardzo płynna, nie do końca klarownie określona. Każda krytyka jest w zasadzie opinią, czyimś zdaniem na określony temat. Ale właśnie zrównanie krytyki do osobistej opinii pomogło mi pozbyć się lęku przed „byciem skrytykowanym”. Każdy z nas ma własne zdanie na (prawie) każdy temat. Jest...

Read More

7 rzeczy, których nauczyłam się w Klubie Pisarskim – Dorota Jawulska

Wpisane dnia kwi 13, 2017 w dziale Czytelnia | 0 komentarzy

Część 1 Skończyła się właśnie II edycja Klubu Pisarskiego. Dla mnie kończy się intensywna podróż przez meandry pisarskiego rzemiosła, w trakcie której zapoznałam się i pogłębiłam znajomość technik pisarskich, a także zdobyłam ogromnie dużo cennych doświadczeń bezpośrednio związanych ze sztuką pisania. Kiedy patrzę wstecz na te pół roku, na to jak wiele się w moim pisaniu zmieniło, żałuję, że ten Klub nie powstał wcześniej. Żałuję, że w Polsce nie ma więcej dyskusyjnych grup twórczych, w których można przedstawić swoje teksy, wysłuchać opinii na ich temat, na bieżąco ćwiczyć i ulepszać własny styl. Pisanie jest czynnością wykonywaną w samotności, jednak każdy tekst jest przeznaczony dla czytelnika. Dyskusyjne Kluby dla pisarzy są więc naturalną częścią kreatywnego życia w Ameryce i Europie Zachodniej. Tutaj, gdzie mieszkam, w Berlinie, jest takich grup kilka, nawet w języku angielskim. Rozmowy i dyskusje o tekstach są niczym nawóz dla twórczego umysłu, pozwalają rozszerzyć pisarską świadomość, ujrzeć pewne aspekty w innym świetle, uformować niejasne wrażenia w klarowne myśli i zdania. Klub Pisarski dał mi możliwość rozwoju na kilku różnych płaszczyznach. Nie spodziewałam się, że regularne robienie ćwiczeń pisarskich, wrzucanie ich na klubowe forum, pisanie opinii dla innych i otrzymywanie od nich opinii, wyjdzie poza naukę technik rzemiosła. Oto 7 rzeczy, których nauczyłam się w Klubie Pisarskim. Pisanie to kreatywny bałagan Teksty opublikowane w książkach, gazetach, czasopismach, na stronach internetowych i dobrych blogach, są dopracowane, wartkie, wciągające, po prostu „idealne”. Wyglądają niczym pyszniący się na stole w salonie dwupiętrowy tort, na którego widok ślina napływa do ust. Obok stoi dumny, uśmiechnięty kucharz i zachęca gości do skosztowania wypieku. Raczej nie będzie opowiadał o procesie pieczenia tortu ani nie pokaże bałaganu w kuchni, który zrobił w trakcie pracy. Goście nie zobaczą więc rozsypanej mąki i cukru, skorupek od jajek, tłustych plam po maśle na fartuchu, dwóch nieudanych zakalców w koszu na śmieci, bo coś poszło z ciastem nie tak, oraz resztek polewy, która została, bo było jej za dużo. Tego bałaganu nigdy nie widać, przez co można mieć wrażenie, że kucharz pstryknął palcami, a na stole pojawił się idealny tort. Tak samo jest z opublikowanymi tekstami. Nie widać w nich nakładu pracy autora, pisania pierwszej, drugiej, trzeciej wersji, bałaganu w notatkach, poprawiania i skreślania. W Klubie Pisarskim miałam okazję zobaczyć proces powstawania tekstów „od kuchni”, kiedy nie są jeszcze idealne, wymagają przeróbek, coś w nich zgrzyta, czegoś jest za dużo lub za mało. I naprawdę zrozumiałam co Ernest Hemingway miał na myśli pisząc: „First draft of anything is shit”, czyli „Pierwsza wersja czegokolwiek jest gówniana”. Pisanie to także redagowanie Umiejętnością, której nie spodziewałam się nauczyć i przećwiczyć w Klubie Pisarskim jest redagowanie własnych tekstów. Nie pamiętam dokładnie kiedy, w trakcie I edycji Klubu, uświadomiłam sobie nagle, że czytanie i opiniowanie tekstów innych uczestników jest wspaniałym ćwiczeniem redagowania własnych tekstów. Przeczytanie, przemyślenie i napisanie opinii od tekstem jest świetnym sposobem na to, aby wyostrzyć swoje spojrzenie na składnię i melodię zdania, użycie wyrazów, kompozycję i logikę, sposób podejścia do tematu. Powiedzenie, że tekst mi się podoba, bądź nie, przestało mi wystarczać. Chciałam konkretów, klarowności, co dokładnie sprawia, że przy niektórych tekstach pieję z zachwytu, przy innych milczę, bo nie chcę urazić autora moją opinią. Zaczęłam drukować publikowane teksty, wklejać je do wielkiego notatnika i robić dokładną analizę, dla siebie, analizę wykraczającą daleko poza to co pisałam w komentarzu. I nagle, z czytelnika stałam się redaktorem. Co więcej, te redaktorskie notatki zaczęły tworzyć moją własną pisarską „Ars Poetica”, uzmysłowiły mi jaki styl najbardziej mi się podoba i w jakim stylu sama chcę tworzyć. Analityczne czytanie jest jedną z najważniejszych umiejętności pisarza. Każdy pisarz jest tak naprawdę pierwszym redaktorem własnych tekstów. Czytając i opiniując testy innych można nauczyć się wyłapywać chropowatości tekstów, a potem zastosować to w trakcie poprawiania własnych prac. Jest to jedno z najcenniejszych i najbardziej rozwojowych ćwiczeń dla autorów. Nauka pisania to nauka rzemiosła  Ludzie wytrzeszczają oczy, kiedy mówię, że nie istnieją dla mnie „artyści”. Rzeczownik „artysta” niesie w sobie silną konotację z określeniem „pół-bóg”, ktoś władający pozaziemską mocą, wybraniec, boski faworyt. Ja tego nie uznaję. Ci, których popularnie nazywamy „artystami” nazywam po prostu „mistrzami rzemiosła”. Są to utalentowani...

Read More

Nie musisz znać zakończenia

Wpisane dnia paź 6, 2016 w dziale Czytelnia | 1 komentarz

Dość często się zdarza, że ktoś, kto przychodzi ze mną pracować, pisze do mnie w mailu, że „nie ma jeszcze zakończenia” jakby to było coś złego, z czego musi się tłumaczyć. Niezależnie od tego, czy piszesz fikcję (ale szczególnie jeśli piszesz fikcję), czy non fiction, nie musisz znać zakończenia. Z prostego powodu – bo pisanie jest procesem, w trakcie którego się zmieniasz, przychodzą ci do głowy nowe pomysły, a stare weryfikujesz, zmieniasz zdanie, znajdujesz nowe inspiracje, uczysz się. Nie jest mechanicznym klepaniem w klawiaturę, jest żywe. Jeśli piszesz krótki tekst – post na bloga albo kilkustronicowy artykuł na konkretny temat, to tak, w takim przypadku polecam ci zrobić sobie plan i porządne notatki zanim zaczniesz pisać i zaplanować co będzie początkiem, środkiem i zakończeniem. W każdym innym przypadku nie musisz znać zakończenia. Ale musisz znać kierunek. Kierunek, w którym ma podążać twój tekst wyznacza odpowiedź na pytanie „o czym piszę?”. Twój temat jest twoim kierunkiem, to co wybierasz na treść ma być kierunkiem. Dlatego tak ważne jest zastanowienie się na początku, zanim zaczniesz pisać, o czym chcesz pisać. Oczywiście możesz się nie zastanawiać i po prostu pisać, „co ci ślina na język przyniesie”, dać się zupełnie ponieść flow – to jest bardzo ok, flow jest super! Tylko nie oczekuj, że taki tekst będzie konsekwentny i zaprowadzi cię do jakiegoś celu, będzie na końcu w magiczny sposób spójną całością. Ale już flow w pożądanym, wybranym kierunku – proszę bardzo, tu masz dużą szansę, że nie skończysz w bardzo dziwnym punkcie. W wersji, którą ci proponuję masz kierunek, nie masz zakończenia. Dopóki piszesz na temat, mieścisz się w odpowiedzi „o czym to ma być”, to wszystko jest ok. Skąd masz wiedzieć czy się mieścisz? Po prostu zadawaj sobie to pytanie, po każdym akapicie albo kiedy zatrzymujesz się w pisaniu sprawdzaj, czy trzymasz się tematu. Sprawdzaj gdzie idziesz. Żeby przypadkiem nie zboczyć całkiem z trasy i nie władować się w straszne chaszcze albo błotnistą ścieżkę. Jeśli będziesz sprawdzać na bieżąco dokąd zmierza twój tekst, to dość szybko się zorientujesz, że skręcasz. Co wtedy? Masz do wyboru albo zawrócić i podjąć ścieżkę w miejscu, gdzie zaczęła iść w innym niż wyznaczony kierunek albo zdecydować, że jednak ta ścieżka bardziej ci się podoba, jest dla ciebie ciekawsza i pójść nią dalej. Wtedy zmieniasz temat. I jeszcze raz trzeba się zastanowić „ok, zmieniam temat, to o czym teraz piszę?”. To jest ok, mi się to zdarza dość często, nawet kiedy piszę te artykuły czasami mnie ponosi i stwierdzam, że to nowe jest ciekawsze, kasuję początek i zmieniam temat. Gorzej, kiedy na bieżąco nie sprawdzasz w jakim kierunku idziesz i orientujesz się na przykład 10 stron dalej, że to jest kompletnie nie na temat. To są właśnie te chaszcze. Czasami nie ma innego wyjścia, jak skasować te 10 stron. Oczywiście to jest przykre i prawie każdemu jest szkoda. Wtedy zdarza się, że ktoś podejmuje próbę zmiany tych 10 stron trochę, tak żeby mniej więcej pasowały albo dodaje nowy wątek, żeby te strony tam wcisnąć. I to jest na ogól błotnista ścieżka. Bo wciąga cię, spędzasz masę czasu na dostosowywaniu tych 10 stron, a efekt zazwyczaj jest kiepski. I finalnie, tylko znacznie później, ten fragment i tak wylatuje. Ale ty utykasz w błocku i tracisz tam dużo czasu i energii. Kiedy władujesz się w chaszcze, to najlepiej tnij, zawróć. Z nieznanym zakończeniem jest jeszcze jedna, bardzo fajna sprawa. Kiedy go nie znasz, kiedy dasz sobie luz, to często pojawia się fantastyczne zakończenie, którego zupełnie się nie spodziewałaś/łeś. To bardzo miły moment dla ciebie, bo dowartościowuje i dodaje wiary we własne możliwości pisarskie, powoduje, że uczysz się ufać pisarskiemu procesowi. No i często jest z wielką korzyścią dla...

Read More

Jak znaleźć historię?

Wpisane dnia lis 5, 2015 w dziale Czytelnia | 1 komentarz

Wiele razy mówiłam na różnych warsztatach, że nie ma potrzeby specjalnie wymyślać fabuły, że wystarczy się rozejrzeć, bo historie dosłowne leżą na ulicy. Zamiast się o nie potykać i odgarniać nogą można otworzyć szerzej oczy i sprawdzić co wpada ci pod nogi, pod ręce, pod pióro i palce na klawiaturze bo to może być prawdziwa perełka. W trakcie gdy pocisz się nad wymyślaniem kolejnych perypetii dla swojego bohatera koło twojego nosa może przepływać tuzin fenomenalnych wątków do wzięcia.  Rozejrzyj się: Kim są ludzie z którymi codziennie jedziesz w tramwaju? Kim jest ta piegowata dziewczyna ze smutnymi oczami ukrywająca się za wielkim szalikiem? Co przydarza się mamie z trójką dzieci biegających po twoim podwórku? Jak myślisz, co przeżyła para staruszków, która codziennie o tej samej godzinie siedzi na tej samej ławce na Plantach? Co kryje się za przez nikogo nie opróżnioną skrzynką na listy w twojej klatce? A ten samotny facet w granatowych marynarkach, który wiecznie kupuje to samo w sklepie pod twoim domem? Uwierz mi, każdy z nich ma historię, którą możesz opowiedzieć. Nie namawiam cię do śledzenia ludzi, ani tym bardziej do zadawania obcym osobistych pytań. Nie chcę żebyś został/a szpiegiem. Chcę żebyś został/a pisarzem/pisarką. Zacznij po prostu obserwować świat. Patrzeć na wszystko dookoła, zauważać ludzi. Sama często idę ulicą zamyślona, wpadam w siebie i wiem, że wiele osób też tak robi. Nie będę pisać o patrzeniu w ekran telefonu, bo to zbyt oczywiste, ale tonięcie we własnych myślach nie pomaga ci pisać dobrych historii o świecie. Prawdziwych, porywających historii, które pragnie się czytać bez końca. Zacznij od zapisania wszystkiego o bohaterze, którego sobie upatrzysz, o twoim pierwowzorze bohatera. To jest tylko początek, nie musisz się obawiać, że ktoś poda cię do sądu, bo opiszesz go w swojej książce! Zapewniam cię, chodzi o inspirację, a poza tym jak może wiesz, ilość schematów ludzkich zachowań jest skończona, więc w gruncie rzeczy wszystkim nam przyda się to samo tylko jesteśmy w różnych momentach. Spisz wszystko o bohaterze, np. jeśli weźmiemy piegowatą dziewczynę to będzie tam o jej ubraniu, gestach, pierścionku z zielonym kamieniem, torbie z festiwalu filmowego we Wrocławiu, o tym że wysiada na przystanku przy dzielnicy willowej, że czasami z torby wystaje jej seler naciowy albo brokuł i raz odebrała telefon i mówiła do kogoś o imieniu Igor. Kiedy będziesz mieć gotową listę elementów, to możesz do każdego dodać swój dalszy ciąg. Ja bym zrobiła to tak, ale oczywiście ty możesz zupełnie po swojemu: pierścionek z zielonym kamieniem jest po babci, która pochodziła z Lwowa, robiła najlepsze na świecie jagodzianki i zmarła dwa lata temu, a bohaterka mocno to przeżywa. Babcia z kolei dostała ten pierścionek od swojej babci, która mieszkała w folwarku na Ukrainie, jeździła konno i była niepokorną jak na swoje czasy kobietą – i tutaj możesz wymyślić całą historię kobiet w tej rodzinie, pójść do czytelni, znaleźć gazety sprzed wojny i zatopić się w przeszłości… Albo opowiedzieć o dzieciństwie bohaterki z babcią. torba z festiwalu filmowego jest sprzed dwóch lat, ale bohaterka ma ich więcej i z różnych festiwali, bo jest na trzecim roku reżyserii, wróciła właśnie ze stypendium w szkole filmowej w Barcelonie i robi teraz film o arystokratycznej rodzinie i dlatego wysiada w dzielnicy willowej, bo zbiera materiały. W Barcelonie zakochała się w hiszpańskim operatorze, ale jej chłopak, Igor, walczy o nią i nie chce pozwolić jej odejść, więc Alicja (tak, nagle pojawiło mi się jej imię) jest zupełnie rozdarta i nie wie co robić… Jak widzisz to dość proste i mogłabym tak długo. Ty też możesz! Zabierz się za staruszków albo za mężczyznę w granacie, ale najlepiej się rozejrzyj i znajdź swojego bohatera i swoją historię. A jeśli chcesz to zawsze możesz poszukać historii w swojej rodzinie. Zapewniam cię, że twoja babcia, twój dziadek, ciocia albo nawet mama ma niejedną genialną opowieść. To zupełnie inna para kaloszy i napiszę o tym innym razem, ale historie rodzinne mają w sobie ogromny potencjał. A teraz wróćmy do obserwowania, bo mam dla ciebie jeszcze mały cytat. Jakiś czas temu byłam na spotkaniu z Andrzejem Stasiukiem, który powiedział: „Najważniejsze jest patrzeć i słuchać. Jeżdżę do Rosji, bo...

Read More