Zaprojektuj sobie życie

Dziś napisałam do Ciebie newsletter o tym, że projektuję swoje życie. Tak, dokładnie tak robię i ty też możesz! Jak się za to zabrać? Temat przyszedł do mnie na warsztacie Moniki Gomółki i dotyczył marzeń, więc od nich zacznę. 

Marzenie znaczy dla mnie tyle, co zastanawianie się, czego dokładnie chcę, wypowiadanie tego, pełne zaufanie, że to się wydarzy i ewentualne kroki zabierające mnie w ten kierunek. Wszystkie te elementy są tak samo ważne, ale najważniejsze są dwa pierwsze. Jeśli nie określisz, czego chcesz i tego nie wypowiesz, to to coś nie ma za dużych szans się wydarzyć. Jeśli nie zaufasz, to tym bardziej. 

Wyobraź sobie, że jesteś stolarzem. Ktoś zamawia u Ciebie stół, ale nie mówi ci ani jakiej wielkości ani z jakiego drewna, po prostu rzuca “chcę stół” i znika. Potem pojawia się od czasu do czasu, ale zawsze wpada na chwilę znienacka krzycząc “chcę stół” i znów znika. Nigdy nie zostaje na dłużej, nie masz szans, żeby zadać jakiekolwiek pytanie, dowiedzieć się czegoś więcej. Robisz dla niego ten stół, nie robisz? Sam/a decydujesz o rozmiarze, materiale, charakterze? Powiedzmy, że tak, bo jednak chcesz zapewnić stół osobie, która go zamówiła. Ale ta osoba nie wydaje się nim zainteresowana ba! kiedy kończysz stół, to nie zgłasza, żeby go odebrać! A kiedy jakimś cudem udaje Ci się zdobyć jej adres i dostarczyć stół, jest bardzo niezadowolona, że jest nie taki, jak sobie wymarzył/a! I albo jest bardzo smutna albo się wścieka albo kompletnie Cię ignoruje. Bardzo dziwne, prawda?

Może też tak być, że ktoś zamawia stół i BARDZO dokładnie mówi Ci, jak ma wyglądać. Tak bardzo dokładnie, że nie jesteś w stanie spełnić jego pragnień. Na przykład zamawia sobie drewno z tysiącletniego drzewa mango dokładnie w jednym rejonie w Kostaryce, a kiedy nawet jakimś cudem udaje Ci się je sprowadzić, to żąda (bo nie prosi, często jest niezbyt miły, ale za to szalenie wymagający) żeby na prawej nodze, na wysokości 27,56 cm od podłogi znalazł się sęk o rozmiarze 4,36 cm. Robisz co możesz, pocisz się niemożebnie, żeby stół sprostał oczekiwaniom Twojego klienta. Na dodatek ten klient przychodzi codziennie albo trzy razy dziennie i patrzy Ci przez ramię i ciągle pyta, kiedy będzie gotowe. Jeśli jakimś cudem przetrwasz ten proces i nie zwariujesz, to kończysz stół, oddajesz w ręce klienta i… jak myślisz, czy ta osoba jest zadowolona? No oczywiście, że nie! Ale za to natychmiast chce Ci dać kolejne zlecenie, na krzesła. Ale ty szybko się zawijasz, uciekasz gdzie pieprz rośnie. 

Masz też klientów, którzy są bardzo mili, ale nie jesteś w stanie nic dla nich zrobić, bo przychodzą i patrzą na Ciebie wielkimi oczami, widzisz w nich dokładnie, że czegoś bardzo potrzebują, ale nigdy nic nie mówią. Czasami zdarza im się szeptać po kątach, nachylasz się, żeby usłyszeć cokolwiek, ale wypowiadają słowa tak cicho i pod nosem, że nie masz szans ich usłyszeć. Pokazujesz im więc gestem, że nie możesz zrozumieć, uśmiechasz się bezradnie i masz nadzieję, że kiedyś się odezwą. Patrzą często jak inne osoby odbierają swoje meble i widzisz w ich oczach łzy, no ale na Boga, jak masz coś dla nich zrobić, skoro nic nie mówią?

Tak właśnie wygląda proces marzeń większość osób. Dla jasności: stolarz to kosmos, a klienci to marzące osoby. Dokładnie w taki sposób marzy sporo ludzi.  Czegoś tam pragną, ale niezbyt dokładnie (bo przecież i tak nie ma szans, więc zamiast tego lepiej ponarzekać), nie mają żadnej wiary, że to się może zdarzyć (tak już mam, mi się zawsze przydarzają złe rzeczy). Albo ich marzenia są jak tabelki w exelu i po prostu nie da się ich zadowolić. I trzecia opcja – nie mają odwagi nic powiedzieć, nie marzą na głos. To są tylko trzy wersje, trzy typy klientów w stolarni. Jest ich na pewno więcej! Jakim ty jesteś klientem u stolarza? W jaki sposób ty zamawiasz swój stół czyli marzysz?

Z mojego doświadczenia wynika też, że często marzenia stają się sposobem na życie w chmurach, nie bycie obecnym, uciekanie do innego świata. Takie wychodzenie z tego, co naprawdę jest i wchodzenie w iluzję. Kontynuując metaforę stolarską byłaby to osoba, która zamawia mały sosnowy stolik, a potem zabiera od Ciebie duży dębowy i jest głucha na Twoje uwagi, że przecież to nie ten stół! Ewentualnie mówi Ci, że ten stół na pewno się zmniejszy i rozjaśni kolor w trakcie użytkowania! 

Mówienie sobie “on się zmieni”, “to się zmieni”. Oszukiwanie siebie i życie iluzją nie ma nic wspólnego ze świadomym procesem marzenia i manifestowania swoich pragnień. Jeśli żyjemy w świecie iluzji, to zanim zacznie się projektować sobie życie, najpierw trzeba zejść na ziemię i zobaczyć rzeczywistość taką, jaką naprawdę jest. Zobaczyć, że masz malutką kuchnię i możesz tam mieć mały sosnowy stolik i ten dębowy stół, który zajmuje całą przestrzeń od drzwi do blatu i musisz się pod nim czołgać, żeby otworzyć lodówkę, naprawdę nie ma sensu. Wstać i powiedzieć “no dobra, ten stół przynosi mi mnóstwo kłopotów i jednak nie mogę tak żyć”. Dopiero przejrzenie się w lustrze i stwierdzenie faktów, bez uciekania przed prawdą jest miejscem startowym do zmiany. Bo jak mam zacząć projektować swoje życie na nowo, jeśli w ogóle nim nie żyję? 

Przyjmijmy, że już jesteś w tym punkcie. Połączona/y z prawdą o sobie i swoim życiu, twarzą w twarz ze świadomością co działa, co działa średnio, a co jest u Ciebie katastrofą. Widzisz dokładnie, że ten dębowy stół jest dla Ciebie bez sensu, może nawet już go oddałaś przyjaciółce. Z tego miejsca możesz zacząć zastanawiać się: czego chcesz? 

Jak chcesz, żeby wyglądało Twoje życie zawodowe? Osobiste? Rodzinne? Twoja codzienność? Czego potrzebujesz?

Żeby wiedzieć, czego chcesz, potrzebujesz się skontaktować ze sobą. Usłyszeć siebie, to takie proste i jednocześnie tak trudne, bo przecież większość z nas robi mnóstwo rzeczy, na które wcale nie ma ochoty, ale “tak trzeba/wypada” albo tak jakoś wyszło, bo kiedyś zaczęliśmy i jak odejść po 20 latach z kariery, której wcale nigdy się nie chciało? Wiem, że to nie jest takie proste i absolutnie nie zachęcam Cię do rzucania pracy, rozwodów, sprzedawania domu i wyjazdu do Toskanii. Ani trochę! Wręcz przeciwnie, chcę Ci powiedzieć, że zmiana jest możliwa i że może być taka, jak chcesz. Małymi krokami, centymetr po centymetrze możesz zaprojektować sobie nowe, wspaniałe życie. 

Zacznij praktykować słyszenie siebie. Pisanie dziennika szalenie w tym pomaga! Bycie w ciszy w swoim ciele też, taka prosta rzecz jak położenie się, oddychanie i po prostu czucie swojego brzucha. Zadawanie sobie pytania i wsłuchiwanie się w odpowiedź w sprawie prostych rzeczy: co chcesz dziś zjeść? Który sweter chcesz założyć? Co chcesz robić dziś wieczorem? Im bardziej będziesz siebie słuchać, tym szybciej będziesz zauważać, jak wiele rzeczy robić z automatu: przyzwyczajenia albo bo robią tak inni albo kompulsywnie, czyli żeby nie czuć niekomfortowych emocji. 

Zacznij wybierać to, co jest dla Ciebie dobre, co Ci służy i Cię wspiera. W każdej kategorii. 

Jakimi ludźmi się otaczasz? Znasz to powiedzenie o wronach i krakaniu jak one? Dokładnie. Stajesz się tym, z kim spędzasz czas. 

Czym się karmisz? W każdym sensie: co jesz ale też jakie “spożywasz” treści? Czego słuchasz, co oglądasz? Jeśli jesz przetworzone jedzenie, oglądasz telewizję, to zaśmiecasz swoje ciało, swojego ducha, swój umysł. Jesteś tym, co jesz, tym, co czytasz, co oglądasz.

Jak do siebie mówisz? Z miłością, z czułością? Czy agresywnie, wymagająco?

Jak dbasz o swoje ciało? Emocje? Ducha? Co dla nich robisz? Czy wybierasz dla nich to, co jest dobre, karmiące, co Cię służy i Cię wspiera? Powtarzam to drugi raz, ale tylko dlatego, że to naprawdę ważne!!! Jeśli ty nie zaczniesz o siebie dbać i dawać sobie wszystkiego, co najlepsze, to jakim cudem ktoś inny ma to zrobić? Twoje marzenia zostaną spełnione, jeśli przygotujesz dla nich grunt. 

Manifestacja jest w pełni możliwa, kiedy to, czego pragniesz jest związane z tym, kim naprawdę jesteś, z Twoją esencją, Twoją naturą. Jak masz więc wiedzieć, czego chcesz, jeśli nie wiesz kim jesteś głęboko w środku? Może Ci się wydawać, że chcesz tego, co inni ludzie albo tego, co jest reklamowane, co w społeczeństwie, w którym żyjesz jest w mainstreamie. Możesz też nadal być przywiązana/y do marzeń z przeszłości, które dawno się zdezaktualizowały, ale nie miałaś/łeś szansy tego zauważyć, bo rzadko sam/a siebie pytasz czego chcesz. Marzenia zmieniają się razem z nami, znaczna większość z nich, więc jeśli dawno nie sprawdzałaś/łeś, co Ci w duszy gra, to być może nawet nie wiesz, że pragniesz już czegoś kompletnie innego i może się okazać, że drabina, po której się wspinasz stoi przy złej ścianie!

Poznawanie siebie, spędzanie ze sobą czasu, dawanie sobie tego, czego potrzebujesz jest w moim doświadczeniu fantastyczną ścieżką do projektowania życia, bo z tego miejsca jest już bardzo łatwo. Po prostu piszesz to, czego pragniesz. Zapisujesz. To ten etap, kiedy zamawiasz u stolarza stół. Określasz w miarę dokładnie, czego potrzebujesz, ale bez przesady, pamiętasz moją opowieść o drewnie z Kostaryki i sękach?! Więc zamawiasz stół. 

I potem codziennie siadasz, zamykasz oczy i prosisz, z radością, ale bez presji. Z wdzięcznością, że to się już dzieje, tak jak jakbyś mówił/a do stolarza “ach, dziękuję Ci, że pracujesz już nad moim stołem!”. Nie dopytujesz, kiedy będzie gotowy, nie żądasz terminu, bo ufasz, że stolarz dostarczy Ci stół w najlepszym dla Ciebie momencie. I wtedy, gwarantuję Ci, to się wydarzy.

Za czym tęsknisz?

Piszę do Ciebie z lotniska. Siedzę w poczekalni, mój lot jest opóźniony o dwie godziny, a ja oglądam spektakularny zachód słońca. Dawno nie widziałam tak niesamowitego. I dawno nie oglądałam zachodu słońca w ogóle. Mieszkam od pół roku znowu w mieście, na dodatek na parterze i niestety zachody słońca mi umykają. Teraz, kiedy widzę ten absolutnie niesamowity, czuję jak bardzo za nimi tęsknię. 

Wczoraj wieczorem, podczas spotkania na zoomie programu Wszystkie Twoje Notesy, zaprosiłam uczestniczki do podróży w głąb siebie. Włączyłam moją ulubioną muzykę do takiego podróżowania i poprosiłam je, żeby usiadły wygodnie albo się położyły i zamknęły oczy. 

Powiedziałam im, powiedziałam każdej z nich “Jesteś wystarczająca”. “Zrób wydech do tego zdania i powiedz sobie “Jestem wystarczająca””. Oddychałyśmy w ciszy, dając sobie czas na rozluźnienie i miłość, a kiedy zobaczyłam, że ich ramiona trochę opadły, poprosiłam, żeby powoli otworzyły oczy i sięgnęły po swoje notesy. Zadałam im pierwsze pytanie i dałam czas na odpowiedź.

Jak się czujesz, kiedy myślisz o swojej twórczości?

Kiedy zobaczyłam, że skończyły pisać, zadałam kolejne pytanie i znów dałam im czas. Zrobiłam tak jeszcze z czterema pytaniami i wiem, że ten proces był dla nich poruszający. Dlatego chciałabym je zadać też Tobie. Może znajdziesz 15-30 minut, żeby siąść w ciszy albo z muzyką, bez telefonu, zapalić świeczkę i mieć chwilę dla siebie? Mam dla Ciebie takie pytanie:

Jak się czujesz, kiedy myślisz o swojej twórczości?

Jakim krajobrazem/kolorem jest twoja twórczość?

Za czym najbardziej tęsknisz w swojej twórczości? To nie musi być robienie czegoś, ale też uczucia, stan emocjonalny. Przypomnij sobie swoją twórczość w przeszłości i poszukaj też tam tego, za czym tęsknisz. Ale może też tęsknisz za czymś, czego nigdy nie doświadczyłaś/łeś.

Jaką część siebie/swojego życia chciałabyś eksplorować twórczo?

Czy przychodzi ci pomysł za pomocą jakiego medium chciałabyś to zrobić? czy może pisanie/malowanie/rysowanie/taniec/fotografia lub coś jeszcze?

Jak się czujesz, kiedy wybierasz siebie?

Pisanie odpowiedzi na dobre pytania to taka wspaniała praktyka! Ja ją uwielbiam i robię często dla siebie i zapraszam do niej właściwie na każdym moim warsztacie, wyjeździe, w programie. To jest naprawdę pełne mocy narzędzie, dzięki któremu nie tylko dajemy sobie czas i uwagę, ale też docieramy do miejsc, zrozumień i refleksji, do których być może inaczej byśmy nie dotarli. 

Bo może nie wiesz, za czym tęsknisz, odczuwasz tylko od czasu do czasu rodzaj pustki, braku, ale nie wiesz właściwie o co Ci chodzi, a ponieważ to uczucie wcale nie jest przyjemne, to robisz coś, żeby je zagłuszyć, np. sięgasz po telefon albo włączasz serial albo szukasz czegoś do jedzenia. Wszyscy to robimy. Wszyscy bezustannie robimy coś, żeby nie czuć pustki, bólu, dyskomfortu i tęsknoty. I wcale się temu nie dziwię, ja też to robię, bo niby po co mam czuć się źle? Ale wiesz co odkryłam? Że jeśli przyjrzę się, dajmy na to, tej tęsknocie, po prostu z nią na chwilę usiądę i dowiem się za czym tęsknię, to być może będę w stanie to sobie jakoś zapewnić. Świadomość, czego dotyczy moja tęsknota daje mi szansę na jej ukojenie. I zamiast robić sobie kolejną kanapkę mogę napisać małe opowiadanko albo namalować dwie szaroniebieskie chmury. I potem jest mi jakoś lepiej, cieplej, tak, jakbym założyła miękki sweter. 

Ściskam Cię bardzo ciepło i trzymam kciuki za Twoją podróż w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: Za czym tęsknisz?

Odkryj w sobie pisarza

Wierzę w twórczą moc każdego człowieka. Przekonałam się na własnej skórze i będąc przewodnikiem w pisaniu dla innych, że twórczość nosimy w sobie. Mamy potencjał do pisania, malowania, rysowania, rzeźbienia, szycia, tworzenia muzyki… Niestety żyjemy w społeczeństwie, które nie wspiera twórczego rozwoju. Nie wiem, jak jest teraz, mam nadzieję, że lepiej, ale kiedy ja chodziłam do szkoły, lekcje plastyki i muzyki to był żart. Zresztą polskiego czy historii też… Miałam szczęście w podstawówce – polski z ciekawą nauczycielką, która za każdym razem, kiedy zadawała nam wypracowanie dawała temat piąty – “twórczy”. Jak możesz się domyślić, zawsze go wybierałam, więc niewiele było w moim zeszycie rozprawek, charakterystyk czy analiz wiersza. Ale wiem, że większość z osób nie miała tyle szczęścia. Moje lekcje polskiego w liceum też zresztą były bardzo nudne, sztampowe i nie miały nic wspólnego z czytaniem literatury z ciekawością, o pisaniu nie wspominając. 

Wychowałam się w domu pełnym książek i to mnie uratowało. Moja mama ma ogromną bibliotekę polskiej i powszechnej literatury, albumów sztuki, słowników, kiedy miałam może z 10 lat z podróży przywiozła plakat Chagalla. Wisi u moich rodziców do dziś. Pamiętam, jak oglądałam z wypiekami na twarzy pornograficzne rysunki Schulza, jak przeglądałam tomy encyklopedii “Świat sztuki” i gapiłam się na greckie wazy, jak chodziłam do pokoju mamy szukając “czegoś do czytania”, ona wyciągała dla mnie propozycje, a ja oczywiście je odrzucałam i czytałam tylko to, co wyszperałam sama. Mój tato też czytał, książki historyczne, reportaże, opowiadania… tonął w Wańkowiczu. Czytaliśmy wszyscy, graliśmy w różne gry, czasami chodziliśmy do kina, robiłam z moimi rodzeństwem teatr pełną gębą – mogę powiedzieć, że bardzo dużo konsumowaliśmy sztuki i to było wspaniałe. Ale mało jej tworzyliśmy i świadoma twórczość przyszła do mnie znacznie później. 

Zostałam redaktorką trochę przez przypadek, bo nawet nie wiedziałam, że jest taka praca. Raczej chciałam być dziennikarką, felietonistką, a wcześniej adwokatem albo bibliotekarką. Od momentu, kiedy zaczęłam wspierać innych w pisaniu minęło już bardzo wiele lat, w końcu kilka lat temu, zaczęłam na poważnie pisać sama. Przez te wszystkie lata odkryłam mnóstwo rzeczy na temat twórczości i procesu twórczego i moja praca zmieniła się wielokrotnie, bo przecież cały czas wzbogacam ją o to, czego się uczę i jak się rozwijam. Już jakiś czas temu zauważyłam, że naprawdę każdy ma w sobie twórczy potencjał. Mamy smykałkę do różnych rzeczy – ktoś z wielką łatwością zrobi stół, inna osoba od dziecka będzie piekła, a ktoś raz dwa napisze wspaniałe opowiadanie. Tak już jest, że coś nam przychodzi łatwiej, coś trudniej, bardzo wielu rzeczy możemy się nauczyć (pisania też, bo to praktyczna umiejętność jak wiele innych), ale każdy, KAŻDY ma w sobie artystyczny kawałek. Pytanie tylko do jakiej sztuki najbardziej go ciągnie i czy odnajdzie w sobie to ziarenko i będzie je podlewać?

Na podstawie ponad 10 lat doświadczenia pracy z pisarzami aspirującymi i zawodowymi napisałam ebooka “Odkryj w sobie pisarza”. To przewodnik po Twoim wewnętrznym świecie – zabieram Cię za rękę i pokazuję Ci krok po krok jak możesz spotkać i poznać lepiej pisarza, który już w Tobie mieszka. To nie jest poradnik o technicznej stronie pisania czy zbiór wiedzy na temat pisarskiego warsztatu. To jest książka, która pomoże Ci zbliżyć się do Twojego pisania, zrozumieć lepiej siebie i Twoją twórczość. Tytuł jest dosłowny – bo w trakcie czytania i odpowiadania na moje pytania (jest ich mnóstwo!) naprawdę odkrywasz w sobie pisarza. Dowiadujesz się jakim jesteś pisarzem, czego potrzebujesz do pisania i co jest dla Ciebie najważniejsze. Kiedy już poznasz swoją pisarską stronę, pisanie stanie się o niebo łatwiejsze! To jak z nowym zwierzęciem domowym – kiedy trafia pod Twój dach, pierwsze dni czy nawet tygodnie mogą być koszmarem, a im bardziej uczysz się jego zwyczajów i potrzeb, tym coraz łatwiej wam się razem żyje, aż w końcu cieszycie się w pełni swoją obecnością. 

Wiem, że mieszka w Tobie wspaniały pisarz. I nie mogę się doczekać, aż w pełni go odkryjesz i zaczniesz cieszyć się pisaniem jeszcze bardziej. 

ODPUSZCZENIE KONTROLI

Poszłam sama na ecstatic dance. Byłam tam już wiele razy, ale zawsze z kimś. Z koleżanką, znajomymi, z partnerem… Z kimś, z kim w trakcie wieczoru mogłam spotkać się na przerwę, pogadać, z kim łapałam kontakt wzrokowy podczas tańczenia. Z kimś kto mniej lub bardziej towarzyszył mi przez cały wieczór. I tym samym stawał się moim punktem odniesienia, bezpiecznym kawałkiem świata, kontekstem. Kotwicą. Dwa tygodnie temu poszłam sama. Oczywiście wiedziałam, że pewnie spotkam tam trochę osób, które znam, ale przyjechałam sama, weszłam sama, sama siadłam przy ognisku i sama poszłam tańczyć. Nie było nikogo, z kim bym się “łapała”, sprawdzała od czasu do czasu co się z tą osobą dzieje. Zamknęłam oczy i tańczyłam sama. 

Zupełnie niespodziewanie okazało się, że to piękne doświadczenie wolności i mojej własnej energii. Bycia nie odpowiedzialną za nikogo, z nikim powiązaną. Osobną w tłumie. Otwartą i jednocześnie zanurzoną w sobie. Taniec zabrał mnie znacznie głębiej niż zazwyczaj. Podróżowałam w swoim ciele, w kosmosie, w moim umyśle. Pozwoliłam sobie płynąć bez żadnych ograniczeń. 

Następnego dnia rano siedziałam na balkonie i pisałam w dzienniku o tym doświadczeniu. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego nie podróżowałam tak daleko i głęboko, kiedy kilka dni wcześniej byłam w tym samym miejscu z koleżanką. Odpowiedź pojawiła się szybko: bo część mnie była zajęta sprawdzaniem, gdzie ona jest, czy wszystko w porządku. Część mnie była zajęta kontrolą. Kiedy byłam tam sama, odpuściłam zupełnie kontrolę. 

Czy to nie fascynujące, że w zasadzie ciągle coś kontrolujemy? Nawet która jest godzina! Noszenie zegarka to przecież kontrola. Sprawdzanie telefonu już na maksa. Skąd ta potrzeba? Dlaczego potrzebujemy mieć ciągłą kontrolę nad rzeczywistością? Przecież nie jesteśmy w stanie zagrożenia… Od kilku lat uczę się po prostoty bycia, odpuszczania kontroli, poddawania się temu, co się wydarza. Oczywiście nie da się tak żyć w 100%, zwłaszcza, jeśli się pracuje zawodowo, ale przecież praca to kilka godzin dziennie, a potem można odpuścić. Nawet jeśli ktoś ma bardzo dużo obowiązków, to zawsze jest w końcu moment, kiedy już nie musimy niczego kontrolować. Ale często wcale z niego nie korzystamy. Wręcz przeciwnie, kontrolujemy jeszcze bardziej… 

Widzę jak odpuszczenie kontroli działa na moją twórczość. Jak górska woda dla wysuszonych roślin. Odżywia, wpuszcza życie. Kiedy jestem w stanie kontroli, bardzo trudno jest mi tworzyć, bo natychmiast oceniam wszystko, co stworzyłam. Mogę przestać oceniać i poddać się fali twórczości tylko kiedy przestaję kontrolować. 

Jak jest dla Ciebie? Czy umiesz nie kontrolować chociaż przez jakiś czas? Czy umiesz pójść na spacer bez zegarka i telefonu? Czy chcesz odżywić swoją twórczość?

BEZKRYTYCZNE WSPARCIE

Jedna z uczestniczek wyjazdowych warsztatów i odosobnień sierpniowych napisała do mnie wczoraj z ciekawym pytaniem. Po otrzymaniu nagrody Joanna Kuciel – Frydryszak, autorka “Chłopek”, powiedziała, że dostaje od męża bezkrytyczne wsparcie. I Martę zainteresowało – czy to dobrze, czy pisarz/pisarka mają dostawać bezkrytyczne wsparcie? A co jeśli ich tekst wymaga odrobiny, jeśli nie więcej, krytyki?

Moim zdaniem bezkrytyczne wsparcie od bliskich jest absolutnie potrzebne, jeśli nie kluczowe. To złoto. Złoto w płynie, powinni nam podawać dożylnie. Jak trudno jest coś zrobić, osiągnąć, jeśli nikt w nas nie wierzy, wie każdy, kto nie miał szczęścia i dostał mało wspierających rodziców. Mam nadzieję, że Ciebie akurat to ominęło i znasz smak bezkrytycznego wsparcia. Jeśli nie, to szalenie bym Cię zachęcała do znalezienia kogoś, kto takie wsparcie będzie Ci dawał. To jest możliwe! 

Wsparcie, choćby nie wiem co, taka totalna wiara, że możesz to zrobić daje mnóstwo rzeczy:

uskrzydla – dosłownie, dla mnie to takie uczucie, jakbym zaczęła się wznosić conajmniej kilka centymetrów nad ziemią

oddala horyzont – nagle widzi się więcej możliwości, świat staje się większy, pole widzenia szersze

motywuje – oczywiście, że jeśli jest ktoś, kto czeka na moje pisanie, to chce mi się pisać znacznie bardziej!

przygotowuje na krytykę – tak! jeśli mam kogoś, kto za mną stoi murem, to mam znacznie więcej siły, żeby unieść krytykę, i tą sensowną i taką wstrętną, przed którą trzeba się uchylić jak przed zabłąkaną kulą.

zmiękcza rzeczywistość – ja tak to czuję, bezkrytyczne wsparcie powoduje, że świat ma dla mnie mniej kantów, a mi łatwiej i przyjemniej jest się po nim poruszać

zachęca do rozwoju – a wcale nie zniechęca! Kiedy ktoś we mnie wierzy, mogę śmiało stawiać duże kroki, rozwijać się i uczyć, zamiast dreptać w miejscu. 

Dochodzimy do obawy, że takie bezkrytyczne wsparcie zafałszuje pisarzowi/pisarce obraz i potem, kiedy dowie się, że jego tekst nie jest tak wspaniały, zderzy się z rzeczywistością i runie. Myślę, że takie ryzyko istnieje tylko wtedy, kiedy osoba dająca nam “wsparcie” tak naprawdę nie daje nam wsparcia, tylko nad okłamuje. A to wielka różnica. Bo w bezkrytycznym wsparciu nie chodzi przecież o to, żeby komuś mówić “jesteś najlepsza”, “Twoja książka jest genialna”, “nie musisz się niczego uczyć”, “wszyscy redaktorzy to idioci” itd. To nie jest w moim pojęciu wspierające, wręcz przeciwnie, robi krzywdę. 

“Wierzę w Ciebie”, “uwielbiam Twoje pisanie”, “możesz dużo osiągnąć”, “widzę, jakie robisz postępy”, i w ogóle dawanie komuś czasu i uwagi, żeby gadać o książce, tyle, ile się potrzebuje – to jest dla mnie bezkrytyczne wsparcie. 

Zastanawiam się, jak nazwać wsparcie, które ja daję autorom – ono na pewno nie jest bezkrytyczne, bo przecież przychodzicie do mnie często po to, żebym wam powiedziała, jak można ulepszyć wasz tekst. Ale też czuję, że w pakiecie z całą masą uwag o tym, co poprawić i czego się nauczyć, daję ogrom wiary i wsparcia. Hmmm, ciekawe! Często mówię, że daję “czułe kopniaki”, a jeśli wpadnie Ci do głowy przymiotnik na rodzaj wsparcia, który od mnie dostajesz/dostałaś/łeś, to koniecznie do mnie napisz!

Czy umiesz układać puzzle?

Twórcą puzzli był John Spilsbury grawer i kartograf z Londynu. Aby ułatwić naukę geografii swoim uczniom, w 1763 roku po raz pierwszy porozcinał mapy wzdłuż granic państw i kazał im dopasowywać je do siebie. Taka forma nauki przyjęła się w całej Anglii i była stosowana też w innych dziedzinach. W XIX wieku zaczęły powstawać firmy produkujące puzzle. Co mają puzzle do pisania? 

Według mnie baaaardzo dużo. 

Układanie puzzli wymaga skupienia i koncentracji. 

Umiejętności przechodzenia od patrzenia na szczegół do patrzenia na całość. 

Poruszania się pomiędzy małymi fragmentami w różnych częściach układanki. 

Wracania wciąż i wciąż do tych samych miejsc, aż będą skończone. 

Nie tracenia z oczu całości, nawet jeśli przez dłuższy czas skupiamy się na małym fragmencie. 

Bardzo ważna jest wyobraźnia, bo przecież na początku nie ma nic!

Istnieje wiele strategii na układanie, każdy ma pewnie swoją ulubioną. 

Nie da się układać puzzli bez determinacji. 

Zawsze przychodzą momenty zwątpienia i zmęczenia. 

Trzeba wiedzieć, kiedy sobie zrobić przerwę. 

Satysfakcja z momentu, kiedy wkładamy pasujący kawałek jest ogromna!

Puzzle są bardzo wciągające, ale jak się przesadzi, to ma się ból karku i oczopląs. 

Kiedy się skończy, odczuwa się dumę i wielką radość. 

I co myślisz? Jak jest u Ciebie z tymi wszystkimi umiejętnościami? 

Sprawdź z listą, punkt po punkcie, co masz w swoich zasobach, nad czym możesz popracować. 

Ściskam Cię znad pięknych puzzli!