Za czym tęsknisz?

Piszę do Ciebie z lotniska. Siedzę w poczekalni, mój lot jest opóźniony o dwie godziny, a ja oglądam spektakularny zachód słońca. Dawno nie widziałam tak niesamowitego. I dawno nie oglądałam zachodu słońca w ogóle. Mieszkam od pół roku znowu w mieście, na dodatek na parterze i niestety zachody słońca mi umykają. Teraz, kiedy widzę ten absolutnie niesamowity, czuję jak bardzo za nimi tęsknię. 

Wczoraj wieczorem, podczas spotkania na zoomie programu Wszystkie Twoje Notesy, zaprosiłam uczestniczki do podróży w głąb siebie. Włączyłam moją ulubioną muzykę do takiego podróżowania i poprosiłam je, żeby usiadły wygodnie albo się położyły i zamknęły oczy. 

Powiedziałam im, powiedziałam każdej z nich “Jesteś wystarczająca”. “Zrób wydech do tego zdania i powiedz sobie “Jestem wystarczająca””. Oddychałyśmy w ciszy, dając sobie czas na rozluźnienie i miłość, a kiedy zobaczyłam, że ich ramiona trochę opadły, poprosiłam, żeby powoli otworzyły oczy i sięgnęły po swoje notesy. Zadałam im pierwsze pytanie i dałam czas na odpowiedź.

Jak się czujesz, kiedy myślisz o swojej twórczości?

Kiedy zobaczyłam, że skończyły pisać, zadałam kolejne pytanie i znów dałam im czas. Zrobiłam tak jeszcze z czterema pytaniami i wiem, że ten proces był dla nich poruszający. Dlatego chciałabym je zadać też Tobie. Może znajdziesz 15-30 minut, żeby siąść w ciszy albo z muzyką, bez telefonu, zapalić świeczkę i mieć chwilę dla siebie? Mam dla Ciebie takie pytanie:

Jak się czujesz, kiedy myślisz o swojej twórczości?

Jakim krajobrazem/kolorem jest twoja twórczość?

Za czym najbardziej tęsknisz w swojej twórczości? To nie musi być robienie czegoś, ale też uczucia, stan emocjonalny. Przypomnij sobie swoją twórczość w przeszłości i poszukaj też tam tego, za czym tęsknisz. Ale może też tęsknisz za czymś, czego nigdy nie doświadczyłaś/łeś.

Jaką część siebie/swojego życia chciałabyś eksplorować twórczo?

Czy przychodzi ci pomysł za pomocą jakiego medium chciałabyś to zrobić? czy może pisanie/malowanie/rysowanie/taniec/fotografia lub coś jeszcze?

Jak się czujesz, kiedy wybierasz siebie?

Pisanie odpowiedzi na dobre pytania to taka wspaniała praktyka! Ja ją uwielbiam i robię często dla siebie i zapraszam do niej właściwie na każdym moim warsztacie, wyjeździe, w programie. To jest naprawdę pełne mocy narzędzie, dzięki któremu nie tylko dajemy sobie czas i uwagę, ale też docieramy do miejsc, zrozumień i refleksji, do których być może inaczej byśmy nie dotarli. 

Bo może nie wiesz, za czym tęsknisz, odczuwasz tylko od czasu do czasu rodzaj pustki, braku, ale nie wiesz właściwie o co Ci chodzi, a ponieważ to uczucie wcale nie jest przyjemne, to robisz coś, żeby je zagłuszyć, np. sięgasz po telefon albo włączasz serial albo szukasz czegoś do jedzenia. Wszyscy to robimy. Wszyscy bezustannie robimy coś, żeby nie czuć pustki, bólu, dyskomfortu i tęsknoty. I wcale się temu nie dziwię, ja też to robię, bo niby po co mam czuć się źle? Ale wiesz co odkryłam? Że jeśli przyjrzę się, dajmy na to, tej tęsknocie, po prostu z nią na chwilę usiądę i dowiem się za czym tęsknię, to być może będę w stanie to sobie jakoś zapewnić. Świadomość, czego dotyczy moja tęsknota daje mi szansę na jej ukojenie. I zamiast robić sobie kolejną kanapkę mogę napisać małe opowiadanko albo namalować dwie szaroniebieskie chmury. I potem jest mi jakoś lepiej, cieplej, tak, jakbym założyła miękki sweter. 

Ściskam Cię bardzo ciepło i trzymam kciuki za Twoją podróż w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: Za czym tęsknisz?

EPOKOWE ODKRYCIE

Lada dzień zaczynam pracę z czterema pisarkami. Każda z nich zdecydowała się na półroczną współpracę ze mną, wszystkie chcą napisać książkę. Przeprowadziłam już przez taki proces dziesiątki kobiet i mężczyzn. Mogłoby się wydawać, że jest jakiś przepis, że za każdym razem robimy mniej więcej to samo, że mam wypracowany protokół działania. Nic bardziej mylnego. 

Wielokrotnie powtarzam, że pisania można się nauczyć. W “Papier i pióro”, moim kursie o fundamentach pisania (który jest zresztą moim ulubionym, bo opowiadam tam wszystko, co wymyśliłam o pisaniu i wprowadzam was do mojego sposobu myślenia o pisaniu) mówię też o narzędziach, na które podzieliłam umiejętność pisania i o tym jak uczyć się ich używać krok po kroku. To wszystko jest jak najbardziej prawdą i stanowi jakiegoś rodzaju protokół, przepis na to jak się nauczyć pisać. Ale to nie jest najważniejsze. 

Najważniejsze dla mnie w procesie stawania się pisarzem jest odkrywanie siebie. 

Myślę, że fundamentem dobrego pisania jest znajomość siebie i chęć poznawania swojej psychiki, serca i emocji bardziej i bardziej.

Co mieści się dla mnie w tym pojęciu, co to znaczy “odkrywać siebie” w pisaniu?

– wiedzieć co mi się podoba w literaturze a co nie, i dlaczego, ale też mieć otwartość na to, że nasze upodobania mogą się zmienić;

– umieć nazwać swoje mocne i słabe strony, wiedzieć jak wykorzystywać pierwsze i wzmacniać drugie;

– umieć siebie ratować z kryzysów, zajmować się sobą w chwilach słabości;

– wiedzieć kiedy siebie przypilnować i zdyscyplinować, a kiedy odpuścić;

– znać rytm swojego ciała i umysłu: o jakiej porze dnia jestem najbardziej kreatywna, kiedy potrzebuję spaceru, kiedy drzemki a kiedy kawy;

– znać swoje emocje, umieć je opisać, pokazać w tekście;

– znać swój styl i mieć otwartość na uczenie się kolejnych;

– wiedzieć w których miejscach bohater jest mną, a w których nie jest;

– odróżniać emocje postaci od własnych;

– odróżniać dobry feedback do mojego pisania od bezsensownej krytyki;

– umieć nie przejmować się krytyką, która ma na celu tylko zranić;

– marzyć, mieć otwartą głowę, sięgać po nowe projekty;

– porzucać te, które jednak nie wypalają bez żalu;

– mieć dystans do swojego pisania i nie umierać, kiedy trzeba wyrzucić 3 strony;

– wiedzieć, kiedy napisało się dobry kawałek a kiedy słaby.

To na pewno nie jest skończona lista. Śmiało dodaj do niej punkty, które są ważne dla Ciebie. Bo każdy ma swoje i każdego ścieżka w procesie odkrywania siebie wygląda inaczej. Kiedy pracuję z autorami to nie wiem, co się wydarzy i co każda z osób odkryje dla siebie. Które odkrycia okażą się epokowe – bo że takie będą, to wiem na pewno!

Kiedy zaczynałam uczyć pisać, nie rozumiałam jak ważne jest odkrywanie siebie jako pisarza. Skupiałam się na narzędziach, umiejętnościach posługiwania się językiem i pracy z wyobraźnią. Rok po roku coraz bardziej rozumiałam wagę samorozwoju aż doszłam do miejsca, w którym wydaje mi się on po prostu najważniejszy. Jak to wygląda dla Ciebie – możesz odpowiedzieć sobie sam(a).

BEZDROŻA

Twórczość może być bardzo kapryśna. Czasami tętni życiem, mamy pomysł za pomysłem, nie możemy się doczekać aż siądziemy do pisania. A potem coś się zmienia, rzeka płynie coraz wolniej i wolniej, aż w końcu ustaje i wysycha. Znaczna większość osób, która tworzy, doświadcza takiej suszy raz na jakiś czas. To może być, i najczęściej jest, bardzo frustrujące doświadczenie. Szczególnie, jeśli znany jest nam czas płodny, obfitujący w twórczą energię. 

Próbowałam obserwować siebie i wyłonić z zachowania mojej twórczości jakiś wzór, schemat, który pozwoli mi zrozumieć dlaczego, w jakich momentach, moja rzeka wysycha. Zrozumieć, żeby to zmienić, żeby nie wysychała nigdy. Czułam, że im bardziej postrzegam to jako coś złego, co nie powinno się wydarzać, na co się nie zgadzam, tym bardziej suche jest koryto rzeki i cały otaczający je krajobraz. Czułam jakby szła po bezdrożach, kiedy pragnęłam dżungli. 

Szukałam na wszelkie sposoby – próbowałam kopać studnię, biec tak daleko aż bezdroża się skończą, pytać innych jakie mają sposoby. Nic nie pomagało. 

W końcu siadłam i zaczęłam po prostu się rozglądać. Podziwiać moje bezdroża. Piękne wysokie ostre trawy. Skalne szczyty w oddali. Rozgrzaną ziemię. Niby pustka, a jednak nie pustka. Przestrzeń, na pierwszy rzut oka monotonna i martwa okazała się ciekawa. Ciszę w niej panującą odkryłam na nowo, jako spokojną, relaksującą, zachęcającą do odpoczynku. 

Zajrzałam do wyschniętego koryta rzeki i odkryłam nieznany mi wcześniej wszechświat. Płaskie kamienie mieniące się w słońcu na niebiesko. Muszle rzecznych małż i ślimaków. Gruby żwirek we wszystkich odcieniach ochry. Wzory na piasku, zostawione przez wodę.

Siedziałam długo, opierałam się o duży kamień, przysnęłam w popołudniowym słońcu. W końcu poczułam, że mogę pójść kawałek, nie w poszukiwaniu czegoś, ale tak po prostu, przed siebie, bez planu. Odkrywać. 

Mam poczucie, że w naszej kulturze bardzo mało jest miejsca na bezdroża. Na bycie. Na akceptowanie stanu nie robienia, nie produkowania, nie zmieniania, nie relaksowania… Na nicnierobienie, ale takie prawdziwe, a nie “nic nie robiłam”, czyli przeczytałam dwie książki, obejrzałam serial, poszłam na zakupy, nastawiłam pranie, umyłam podłogę, zadzwoniłam do rodziców – to jest mnóstwo czynności! A mi chodzi o takie naprawdę nic. O prawdziwe bycie. Moje bezdroża zmusiły mnie do tego i choć w pierwszym odruchu chciałam na siłę je zasiedlać, podlewać i użyźniać, to teraz je kocham, zatracam się w piękności ich krajobrazu, spokoju i pustce. 

Jakie są Twoje bezdroża? Jak wygląda dla Ciebie ten czas, kiedy Twoja twórczość zwalnia, kiedy tygodniami, miesiącami nie piszesz? 

Jak piszesz o swoim życiu

Obejrzałam ostatnio bardzo interesujące krótkie video z Davidem Vannem. Opowiada o tym jak swoje życie przepisuje w książkach, w jaki sposób pracuje na swoich osobistych doświadczeniach zmieniając je w literaturę. Zaznacza różnicę między pisaniem autoterapeutycznym a pisaniem literatury podkreślając, że to pierwsze może być wspaniałym sposobem na poradzenie sobie z przeszłością, ale ma inną funkcję i cel niż literatura piękna. 

Wypowiedź pisarza jest dla mnie super ciekawa z dwóch powodów – ostatnio przeczytałam “Komodo” i zachwyciłam się jego twórczością, a wcześniej miałam sporą refleksję i rozmowę z Martą Marecką i Joanną Nałęcz o tym, że zawsze piszemy z siebie, ale to nie oznacza opowiedzenia swojej historii 1:1 raz. To oznacza przetwarzanie na bardzo różne sposoby, na wiele sposób swoich emocji, przeżyć, tego, co mamy głęboko zakopane i wychodzi z nas tylko zakryte cienkim filtrem tworzenia sztuki. Zawsze wiedziałam, że nie da się pisać nie o sobie i nie z siebie (oczywiście mówię o twórczości, nie o mechanicznym produkowaniu tekstów według wzorca, gdzie podstawiane są kolejne kartonowe postacie), ale niedawno to poczułam i jeszcze głębiej zrozumiałam. Fascynuje mnie połączenie pomiędzy naszą głębią, zarówno świadomą i jak nie i tym, co piszemy. W jaki kostium, scenografię, wydarzenia ubieramy konflikty, zarówno te wielkie jak i mikroskopijne czające się w naszych sercach i brzuchach. To trochę tak jak linie papilarne – nie ma dwóch takich samych, są naszym najbardziej osobistym, niezmywalnym śladem, a jednocześnie nie da się ich bezpośrednio czytać, zobaczyć, nie są widoczne od razu. David Vann napisał już ponad 10 książek i dużo opowiada w wywiadach skąd zaczerpnął motywy, emocje, wydarzenia i postacie. Wyraźnie można usłyszeć, że nie chodzi o pisanie pamiętnika i opowiadanie swojego życia w skali 1:1, tylko o potraktowanie go jako niesamowitej bazy do tworzenia czegoś więcej. Do przetwarzania. 

Wspomniane video zaczyna się od słów “Myślę, że kiedy czytelnik zna prawdziwą historię w tle opowieści, to zmienia to jego czytanie”. Jak całkowicie inne jest to podejście od częstego strachu, który towarzyszy pisarzom “czy ktoś się domyśli?”, “czy mogę napisać o moim byłym mężu?”, “czy rodzina mnie wykluczy?”. Wielokrotnie spotkałam się z początkującymi pisarzami, którzy najbardziej skupiają się na tym jak wystarczająco dobrze ukryć prawdę. Dlaczego tak wstydzimy się swoich przeżyć? Nie mam odpowiedzi na to pytanie, ale czuję się ogromnie zainspirowana Davidem Vannem i na pewno coś jeszcze z tego wyniknie. Jeśli znasz polskiego pisarza, pisarkę, którzy podobnie jak Vann opowiadają o tym jak przetwarzają swoje życie, będę Ci bardzo wdzięczna za podesłanie nazwiska. Niżej link do video dla Ciebie – może masz ochotę obejrzeć!

I na zakończenie – David Vann nie mógł znaleźć wydawcy dla swojej pierwszej książki przez 12 lat. Teraz “Legendy o samobójstwie” są międzynarodowym bestsellerem dosłownie obsypanym nagrodami.  

PISARSKI HIT

Rozmawiałam niedawno z przyjaciółką pisarką i obie doszłyśmy do tego samego wniosku: że do pisania najbardziej potrzeba czasu, który nie jest przeznaczony na nic innego i bycia poza domem. 

Obie wróciłyśmy z urlopów i mamy to samo doświadczenie wylewu energii twórczej, pisania z niesamowitego flow i niewyczerpywalnego źródła pomysłów, słów, kiedy nie jest się w domu i nie zajmuje się niczym poza pisaniem. Wysłałam do Ciebie już mnóstwo listów o tym, czego potrzeba do pisania (no chyba, że jesteś tu nowa/y), w czytelni znajdziesz na ten temat całkiem sporo artykułów (na przykład ten), ale jeszcze nigdy nie byłam tak bardzo przekonana, że najważniejsze są czas i przestrzeń. Wyjazdy pisarskie, odosobnienia, rezydencje artystyczne, mają teraz dla mnie jeszcze więcej sensu, jeszcze bardziej jestem absolutnie przekonana o ich cudownych i niesamowitych właściwościach. A najlepsze jest to, że jeśli nie chcesz jechać na zorganizowany wyjazd z grupą, możesz to zrobić sam/a. To słabe marketingowo, ale nigdy nie byłam dobra w sprzedawaniu, więc nie będę ci wciskać, że musisz jechać na wyjazd ze mną. To jest spore ułatwienie, masz wszystko gotowe i do tego masz super ważną rzecz – mentora, który Ci pomoże i wskaże kierunek, odpowie na pytania i grupę, która Cię wesprze. Ale może nie potrzebujesz mentora, nie znosisz być w grupie albo termin ci nie odpowiada albo mieszkasz za daleko od Polski – jeśli nie chcesz albo nie możesz pojechać na wyjazd ze mną, możesz naprawdę zrobić sobie pisarskie odosobnienie dla siebie. Nie musi być daleko. Może Twoja przyjaciółka wyjeżdża na wakacje i zostawi ci klucze do swojego mieszkania w innej dzielnicy? To już wystarczy, uwierz mi, jeśli będziesz na urlopie i postanowisz zadedykować czas swojemu pisaniu, to szansa, że będziesz pisać dużo jest naprawdę spora. 

To jest mój najnowszy, absolutny hit pisarski. Bardzo prosty, nie potrzebujesz magii. Wszystko w Twoich rękach. 

Jak w życiu

Ostatnio zaczynam widzieć, że z pisaniem jest jak z życiem. W zimie zawsze dużo pracuję, bo wszyscy chcą pisać i tak jest i teraz, codziennie czytam teksty. I ciągle tak naprawdę powtarzam to samo, uczę właściwie tych samych kilku zasad.

Słuchaj i miej oczy otwarte

Kiedy widzę tekst kogoś, kto był na moim kursie i w Klubie Pisarskim Online i dalej popełnia te same błędy, najprostsze, o których mówiłam na pewno kilkakrotnie i na jednym i w drugim, to troszkę mi jednak ręce opadają. Bo myślę sobie, że ta osoba po prostu nie słucha. Jest skupiona tylko na swoim tekście i ma trochę klapki na oczach. Bez słuchania, bez otwarcia oczu, bez świadomego przyswajania wiedzy i pamiętania nie nauczysz się za wiele. Jak w życiu. Jeśli nie chcesz wiedzieć co jest naokoło, jeśli nie interesuje Cię to, co mówi i pokazuje ci ktoś obok, będziesz cały czas robić to samo, kręcić się w kółko w swoim sosie.

Wierz w siebie

Bez wiary w siebie, w swoje pisanie, w to, że możesz pisać dobrze, lepiej, nie zrobisz nic. Będziesz tylko siedzieć i zamęczać siebie (i pewnie innych) tym, „jakie to jest beznadziejne”, „przepraszam, ja nie umiem”, „ojej, ty tak wspaniale piszesz, moje to takie słabe jest, że nawet nie będę czytać”. Chcesz biadolić, proszę bardzo, możesz, jeśli Ci to sprawia przyjemność. Ale z tego biadolenia to nic nie będzie. Żadnego tekstu, żadnego pisania, nie mówiąc o czymś większym. Zamiast tego zaakceptuj miejsce w którym jesteś i po prostu zacznij się uczyć. Powiedz sobie: „ok, mój opis mi się nie podoba, co mogę zrobić, żeby był lepszy?”. I krok po kroku zacznij przyswajać wiedzę, próbować. Odwagi!

Miej pokorę

Z tą wiarę w siebie jest jak z solą, jak ktoś przesadzi, to nie da się tego zjeść po prostu. Spotykam też osoby, które są tak pewne tego, że ich teksty są genialne, na miarę Nobla i Międzygalaktycznej Nagrody Astralnej, że zbliżenie do nich grozi porażeniem. Uważają, że to tylko przypadek, że świat się jeszcze na nich nie poznał, nie, właściwie nie, po prostu wszyscy są głupi. On wie najlepiej, oj tak, i jeszcze wszystkim to powie, wytknie każdy przecineczek w każdziutkim tekście, będzie przewracał przy tym oczami, ale co zrobić, taka jego niedola, geniusza, naprawianie świata, przecież ktoś musi, więc on już się poświęci, bo czuje się odpowiedzialny. Jeśli widzisz w tym kawałek siebie, to wyluzuj, wypuść powietrze i rozejrzyj się. Może jednak nie wszyscy są tacy głupi i zamiast wytykać im błędy, skup się na swoim pisaniu.

Próbuj

Dwa dni temu upiekłam trzeci chleb w moim życiu. Pierwszy był totalną katastrofą, wielkim wilgotnym gnioto-zakalcem, śmierdział surowizną i nawet po wielokrotnym opiekaniu w tosterze był obrzydliwy. Drugi był jednym z najlepszych chlebów, jakie jadłam w życiu, serio. Trzeci był czymś pomiędzy, miał trochę zakalca, ale po dopiekaniu go jeszcze półtorej godziny i potem tostowaniu kromek dał się zjeść. Czy umiem piec chleb? Czy jestem mistrzem chlebowym czy niedojdą? Tak wiele osób, włączając mnie samą, bo jestem mega niecierpliwa, nie chce podejmować próby. Jak nie wyjdzie, to do kosza, nie będę się zajmowała tymi kretyńskimi chlebami! To by było proste, w ten sposób nie trzeba się konfrontować z niczym, czego się nie umie robić, można się wkurzyć i to rzucić. Ale można też uznać „dobra, nie wyszło mi, czegoś nie umiem, dam sobie szansę na drugą próbę”.

Znajdź osoby, które będą cię wspierać

Trudno jest uczyć się czegoś całkowicie w samotności i nie mieć nikogo wokół z kim można by się podzielić tym, co jest trudne, czego się nauczyliśmy, wypłakać porażki i świętować sukcesy. Jeśli chcesz pisać, to znajdź przynajmniej jedną osobę, która będzie Cię w tym wspierać.

Sięgaj po nowe rzeczy

Często jest tak, że kiedy nauczymy się czegoś z danego obszaru, to powtarzamy to przez lata, ciesząc się za każdym razem sukcesem. Na pewno znasz na przykład takich mistrzów jednego dnia. Robią je absolutnie nieziemsko. Ale nie umieją nic więcej. Można zostać takim mistrzem jednej pisarskiej potrawy i pichcić ją wielokrotnie albo co gorsza odgrzewać w nieskończoność. Jest nawet wielu znanych i poczytnych pisarzy, którzy tak robią, od 10 lat ciągle jeden i ten sam bigos, kiedy dorzucą jedną nową przyprawę, to jest wielkie halo. Możesz tak robić, jeśli Cię to satysfakcjonuje. Mnie nie bardzo, ja mam potrzebę uczenia się nowych rzeczy, choć wiem, że to trudne i do tego zachęcam też Ciebie.

Mierz się z tym co jest dla Ciebie trudne

No właśnie, czasami to nowe jest bardzo bardzo trudne, tak trudne, że mi się odechciewa. Bo ile można próbować? Po ilu zmaszczonych chlebach stwierdzę, że daję sobie totalnie spokój? To zależy od Ciebie i twojego samozaparcia. Ale też zależy od tego co robisz z porażkami. Jeśli każdy następny chleb będę robić dokładnie tak samo jak poprzedni, nie będę wyciągać żadnych wniosków z moich porażek, nie będę uczyć się na moich błędach, tylko z brnąć w kółko w dokładnie to samo, to chyba nikt nie będzie się dziwił, że te chleby mi nie wychodzą. Tylko dlaczego kiedy chodzi o twórczość i tak się zachowujemy, to nie jest to takie jasne? Nie wiem. Dla mnie jest. Sprawdź rzeczy, które ci nie wychodzą, może cały czas robisz je tak samo?

To na pewno nie jest kompletna lista, mogłabym do niej dołożyć jeszcze co najmniej kilka punktów. Może ty też masz swoje?