Czego potrzebujesz, żeby pisać

Przeznaczonego czasu na pisanie. Im więcej, tym lepiej. Dwie godziny tygodniowo to za mało, żeby napisać książkę w ciągu roku, ale wystarczająco jeśli chcesz popracować nad stylem i po prostu to lubisz.

Papieru. Nie wierzę w pisanie od razu na komputerze. Nie zachęcam cię do pisania na papierze tekstu, który ma być przeznaczony do publikacji, tak samo jak nie namawiam cię, żeby na papierze pisać 30 stron nowego rozdziału. Ale pomysły, notatki, mapy myśli i ćwiczenia stylistyczne rób na papierze. Czytałam, że kiedy pracujemy na papierze nasz mózg działa zupełnie inaczej, jest znacznie bardziej kreatywny i obserwuję uczestników na warsztatach czy kursach, którzy dzięki papierowi zaczynają mieć zupełnie inne pomysły.

Prysznica. Tak, nie pomyliłam się: prysznica. I nie dlatego, że w trakcie pisania się spocisz! Znam sporo osób (w tym siebie), którym najlepsze pomysły przychodzą do głowy pod prysznicem! Pewnie ma to wiele wspólnego z relaksem i przepływem wody, jeśli chcesz wiedzieć dokładnie, to po prostu poszukaj, ale najlepiej spróbuj – kiedy poczujesz, że nie masz weny, że dopadła cię blokada, utkniesz – idź pod prysznic!

Spaceru. Bo ruch jest potrzebny chociażby po to żeby poruszyć to co zastane w Twojej głowie. Może to brzmi szaleńczo, ale wyobrażam sobie, że kiedy poruszasz ciałem, a więc też głową, to przestawiają się w niej pudełka i szufladki i to co było na dnie, schowane za innymi, przesuwa się do przodu delikatnie a czasami spada z hukiem na ziemię jak poruszone pudło na pawlaczu. Spacer to też szansa na to, żeby odkleić się od swojej głowy i rozejrzeć dookoła. A wtedy możesz znaleźć mnóstwo pomysłów i inspiracji, przez kolor czapki dzieciaka na parkingu po całego bohatera.

Samotności. Wiele osób boi się być samemu. Często pragniemy towarzystwa za wszelką cenę, a samotny weekend w domu nie mówiąc o samotnych wakacjach brzmi jak koszmar. Tymczasem samotność jest niezbędna dla twórczości. O tym jak wyważyć proporcje między samotnością a twórczym towarzystwem pisałam w liście dwa tygodnie temu, w połowie listopada. Samotność to nic innego jak bycie we własnym towarzystwie. Tylko od Ciebie zależy czy masz sobie coś interesującego do zaproponowania. Fajnie o twórczym czasie samemu pisała Julia Cameron w „Drodze artysty” – poszukaj „twórczych randek”.

Wsparcia. Tak samo jak samotności do tworzenia potrzebujesz wsparcia po tym jak coś napiszesz albo zanim się za pisanie zabierzesz. Wsparcia osób, które w Ciebie wierzą, motywują do rozwoju, prześlą ci uścisk albo czułego kopniaka do działania w zależności od momentu. Oczywiście fajnie kiedy to są bliskie nam osoby, ale nie zawsze tak jest. Jeśli wśród twoich bliskich nikt Cię nie wspiera w twórczości, szukaj dalej. Zapisz się do internetowej grupy pisarskiej, chodź na spotkania dla pasjonatów pisania. Nie skazuj się na banicję.

Tematu – czyli tego o czym chcesz pisać. Jeśli nie masz go w sobie i nie znajdujesz łatwo wokół, a bardzo chcesz pisać, daj sobie trochę czasu, ale nie rezygnuj z nauki warsztatu. O tym na czym polegają ćwiczenia napisałam niżej. Temat do Ciebie przyjdzie, jeśli będziesz na niego otwarta/y. Jeśli jednak nie masz tematu, nie wiesz o czym chcesz pisać, lepiej na razie nie zabieraj się za pisanie książki. Bo o czym będzie? Nie licz, że „coś wyjdzie”, to raczej droga donikąd. Zamiast tego skup się na ćwiczeniach.

Ćwiczeń. Pisz na zadane tematy, ćwiczenia pisarskie. Może znaleźć trochę na mojej stronie w różnych artykułach w czytelni, możesz zapisać się do mojego Klubu Pisarskiego, w którym co tydzień dostaje się zadanie, ale też poszukać w internecie albo książkach poradnikowych „jak pisać”. Nie ma złych ćwiczeń, są lepsze i gorsze, ale wszystkie które zrobisz zaprocentują.

Jak widzisz nie wymieniłam jednego elementu, który dla wielu osób jest jedynym i na nim poprzestają – talentu. Ci, którzy sądzą, że w pisaniu chodzi tylko o talent, nie ćwiczą, nie próbują, na ogół poprzestają na marzeniu o tym jaką genialną książkę kiedyś napiszą. Ale ty już wiesz, że nie o to chodzi. Zgarnij więc swoje elementy razem i pisz!

podpis2

Wskazówki od Bardzo Dobrych Pisarzy

W zeszłym tygodniu w Krakowie odbył się Festiwal Conrada. Przez 7 dni mogliśmy chodzić na spotkania z pisarzami z całego świata, także tymi z naprawdę „górnej półki”. Byłam na festiwalu prawie codziennie i skrzętnie notowałam ważne słowa. Dla siebie i dla was. I dziś garść rzeczy od Bardzo Dobrych Pisarzy.

Trust me to bardzo ważne zdanie w moim życiu i w mojej twórczości” powiedział Michel Faber na początku spotkania i od razu zdobył moją sympatię. Zaufanie jest bardzo ważne też dla mnie. Kiedyś zrobiłam takiego mema „Zaufaj swojemu pisaniu”, który cieszył się dużą popularnością. A ty ufasz?

Faber powiedział jeszcze, że pisał 25 lat zanim opublikował pierwszą książkę. I że nigdy nie myślał o pisarstwie jak o karierze. Po prostu miał historie do opowiedzenia.

Eleanor Catton i Michael Cunningham wspominali o swoich studentach i o swoich metodach uczenia. Bardzo ciekawe rzeczy, byłoby super kiedyś pójść do nich na zajęcia. Ale na razie zostają wskazówki. Catton mówiła o czymś co i ja polecam i w co wierzę: o ćwiczeniach warsztatowych pomagających rozwinąć styl: „Kiedy uczę bardzo często zadaję ćwiczenia imitowania tekstów innych, to bardzo rozwijające i ważne. Nie trzeba wcale zaczynać od pomysłów. Można na początku go nie mieć, a imitowanie stylu innych pisarzy bardzo dużo może nauczyć.”

Jak to możesz zrobić? Przede wszystkim możesz zacząć już dziś! Po prostu zdejmij z półki książkę, otwórz na dowolnej stronie, przeczytaj akapit i spróbuj napisać dalszy ciąg dokładnie w tym samym stylu. Żeby to zrobić, musisz dokładnie przyjrzeć się stylowi pisarza, zauważyć jaki ma rytm zdania, jakich używa słów, czy jest np. dużo przymiotników czy może nie ma ich wcale. Ćwicz tak raz w tygodniu. Po 3 miesiącach będziesz mieć zupełnie inny, znacznie ciekawszy styl. Zakładam się.

Cunningham nie był tak delikatny: „Pytam moich studentów dla kogo piszą i jeśli mówią dla siebie, to każę im się wynosić i wrócić kiedy będą pisać dla kogoś. Ja piszę dla kilku bardzo konkretnych osób, dosłownie dla paru przyjaciół. Bardzo mi to pomaga, kiedy pisząc myślę o kimś konkretnym.”

To jest coś, co polecam przede wszystkim każdemu, kto pisze non fiction. W przypadku poradników, to absolutny początek pracy nad książką, od tego kim jest czytelnik wszystko się dla mnie zaczyna. Nie myślałam, że to też takie ważne w przypadku fikcji, choć widzę dużą różnicę pomiędzy tekstami autoterapeutycznymi, których redakcji odmawiam, bo one nie są po to żeby je redagować, a tymi pisanymi z myślą o czytelnikach.

O ważności czytelnika mówił też Richard Flanagan: „To czytelnik tworzy powieść, nie pisarz, czytelnik urzeczywistnia przez czytanie zapisane słowa, a książka pozwala czytelnikowi zobaczyć historię.”

O magii pomiędzy opowieścią a jej zapisywaniem opowiadała jak zawsze niezwykle Olga Tokarczuk. W zeszłym roku też byłam na spotkaniu na nią i nawet napisałam o tym list czwartkowy, o bohaterce, która do niej przyszła. A teraz Tokarczuk mówiła tak: „Nie byłoby literatury gdyby nie wychodzenie poza nasz materialny świat. Każda książka, która chce mówić coś ważnego ociera się o duchowość, o próbę opowiedzenia o czymś co jest trudne do opisania, nieskończone, niepojęte, teoretycznie  o zakończeniach, o których pisałam całkiem niedawno: „Ja się nigdy nie martwię końcem książki, to przyjdzie, książka sama wie jak się ma skończyć.”

A na koniec jeszcze Stasiuk: „Zawsze chciałem podróżować i patrzeć na świat, a nie się ścigać.”

podpis2

Nie musisz znać zakończenia

Dość często się zdarza, że ktoś, kto przychodzi ze mną pracować, pisze do mnie w mailu, że „nie ma jeszcze zakończenia” jakby to było coś złego, z czego musi się tłumaczyć.
Niezależnie od tego, czy piszesz fikcję (ale szczególnie jeśli piszesz fikcję), czy non fiction, nie musisz znać zakończenia. Z prostego powodu – bo pisanie jest procesem, w trakcie którego się zmieniasz, przychodzą ci do głowy nowe pomysły, a stare weryfikujesz, zmieniasz zdanie, znajdujesz nowe inspiracje, uczysz się. Nie jest mechanicznym klepaniem w klawiaturę, jest żywe.

Jeśli piszesz krótki tekst – post na bloga albo kilkustronicowy artykuł na konkretny temat, to tak, w takim przypadku polecam ci zrobić sobie plan i porządne notatki zanim zaczniesz pisać i zaplanować co będzie początkiem, środkiem i zakończeniem. W każdym innym przypadku nie musisz znać zakończenia. Ale musisz znać kierunek.

Kierunek, w którym ma podążać twój tekst wyznacza odpowiedź na pytanie „o czym piszę?”.

Twój temat jest twoim kierunkiem, to co wybierasz na treść ma być kierunkiem. Dlatego tak ważne jest zastanowienie się na początku, zanim zaczniesz pisać, o czym chcesz pisać. Oczywiście możesz się nie zastanawiać i po prostu pisać, „co ci ślina na język przyniesie”, dać się zupełnie ponieść flow – to jest bardzo ok, flow jest super! Tylko nie oczekuj, że taki tekst będzie konsekwentny i zaprowadzi cię do jakiegoś celu, będzie na końcu w magiczny sposób spójną całością. Ale już flow w pożądanym, wybranym kierunku – proszę bardzo, tu masz dużą szansę, że nie skończysz w bardzo dziwnym punkcie.

W wersji, którą ci proponuję masz kierunek, nie masz zakończenia. Dopóki piszesz na temat, mieścisz się w odpowiedzi „o czym to ma być”, to wszystko jest ok. Skąd masz wiedzieć czy się mieścisz? Po prostu zadawaj sobie to pytanie, po każdym akapicie albo kiedy zatrzymujesz się w pisaniu sprawdzaj, czy trzymasz się tematu. Sprawdzaj gdzie idziesz. Żeby przypadkiem nie zboczyć całkiem z trasy i nie władować się w straszne chaszcze albo błotnistą ścieżkę.

Jeśli będziesz sprawdzać na bieżąco dokąd zmierza twój tekst, to dość szybko się zorientujesz, że skręcasz. Co wtedy? Masz do wyboru albo zawrócić i podjąć ścieżkę w miejscu, gdzie zaczęła iść w innym niż wyznaczony kierunek albo zdecydować, że jednak ta ścieżka bardziej ci się podoba, jest dla ciebie ciekawsza i pójść nią dalej. Wtedy zmieniasz temat. I jeszcze raz trzeba się zastanowić „ok, zmieniam temat, to o czym teraz piszę?”. To jest ok, mi się to zdarza dość często, nawet kiedy piszę te artykuły czasami mnie ponosi i stwierdzam, że to nowe jest ciekawsze, kasuję początek i zmieniam temat.
Gorzej, kiedy na bieżąco nie sprawdzasz w jakim kierunku idziesz i orientujesz się na przykład 10 stron dalej, że to jest kompletnie nie na temat. To są właśnie te chaszcze. Czasami nie ma innego wyjścia, jak skasować te 10 stron. Oczywiście to jest przykre i prawie każdemu jest szkoda. Wtedy zdarza się, że ktoś podejmuje próbę zmiany tych 10 stron trochę, tak żeby mniej więcej pasowały albo dodaje nowy wątek, żeby te strony tam wcisnąć. I to jest na ogól błotnista ścieżka. Bo wciąga cię, spędzasz masę czasu na dostosowywaniu tych 10 stron, a efekt zazwyczaj jest kiepski. I finalnie, tylko znacznie później, ten fragment i tak wylatuje. Ale ty utykasz w błocku i tracisz tam dużo czasu i energii. Kiedy władujesz się w chaszcze, to najlepiej tnij, zawróć.

Z nieznanym zakończeniem jest jeszcze jedna, bardzo fajna sprawa. Kiedy go nie znasz, kiedy dasz sobie luz, to często pojawia się fantastyczne zakończenie, którego zupełnie się nie spodziewałaś/łeś. To bardzo miły moment dla ciebie, bo dowartościowuje i dodaje wiary we własne możliwości pisarskie, powoduje, że uczysz się ufać pisarskiemu procesowi. No i często jest z wielką korzyścią dla tekstu.

podpis2

Dlaczego spotkania z innymi pisarzami są ważne

Dziś w czwartkowym liście pisałam o tym, że pisanie jest samotnicze. Jeśli nie dostajesz moich listów – zapisz się obok, a jeśli chcesz dostać ten o samotności w pisaniu – napisz do mnie. Na końcu listu napisałam, że tak samo jak samotności dla pisania ważne jest spotkanie. Jakie to może być spotkanie?

Z kimś kto jak ty pisze – możecie umówić się nawet w dwójkę na gadanie o pisaniu.

Z grupą – na warsztacie albo kursie pisania.

Z pisarzem z dużym dorobkiem – podczas spotkania autorskiego.

Jeśli nie mieszkasz w dużym mieście i nie masz możliwości przyjechać ani na warsztat ani na kurs ani na wieczór autorski na festiwalu, możesz znaleźć piszące osoby przez internet i chociażby słuchać audycji książkowych Michała Nogasia – „Z najwyższej półki”, w których rozmawia z pisarzami – taki radiowe wieczory autorskie, które osobiście uwielbiam.

Czemu spotkania są takie ważne? Z wielu powodów – dadzą ci inspirację. Co znaczy, że na spotkaniu zawsze warto mieć coś do notowania. Zazwyczaj mam przy sobie notes, ale zdarzyło mi się pisać na bilecie tramwajowym. Jeśli usłyszysz coś, co jest dla Ciebie inspirujące, koniecznie to zapisz! Gwarantuję Ci, że inaczej nie będziesz pamiętać. Ja notuję nieustająco, z każdego spotkania z pisarzem wychodzę z notatkami.

Dadzą ci motywację – bo kiedy znajdziesz się w towarzystwie osób, które piszą, szansa, że poczujesz na to chęć i przełamiesz blokadę znacznie wzrośnie. Jeśli lubisz pisać, ale nie robisz tego od dawna, a wiadomo, że im dłuższa przerwa, tym trudniej zacząć, koniecznie idź na spotkanie, na warsztat – i złap natychmiast motywację, która do Ciebie przyjdzie.

Spotkań z pisarzami, grup pisarskich, warsztatów jest bardzo wiele – i tylko od Ciebie zależy które wybierzesz. A ja dziś chciałam opowiedzieć ci o cyklu warsztatów z pisarzami, które mam przyjemność tworzyć z Kubą Kulasą z działu literackiego Krakowskiego Biura Festiwalowego czyli Miasta Literatury Unesco. Kuba zaprosił mnie pierwszy raz do poprowadzenia warsztatu rok temu, na Festiwalu Kultury Żydowskiej. I chyba byli ze mnie zadowoleni, bo w tym roku w zimie dostałam propozycję stworzenia programu cyklu z pisarzami i opieki merytorycznej nad całością. Wyobraź sobie, że możesz wymyślić od A do Z program takiego kursu, wskazać pisarzy, a potem ich spotkać i wspólnie ustalić o czym poprowadzą warsztat – czy to nie brzmi świetnie? Właśnie coś tak fantastycznego robię od kilku miesięcy! Tworząc program myślałam o potrzebach wielu osób – dlatego zdecydowałam, żeby na warsztaty zaprosić pisarzy bardzo różnych gatunków.

Zaczęliśmy od fantastyki – w kwietniu odbył się warsztat z Jakubem Ćwiekiem, w maju są aż dwa warsztaty – tydzień temu Laboratorium Reportażu poprowadził Wojciech Jagielski, a 26 maja warsztat pisania o podróżach poprowadzi Tomek Michniewicz. W lipcu czeka na was prawdziwa bomba (ale to na razie tajemnica), a potem kolejne warsztaty z innymi gatunkami. Wszystkiego o cyklu możesz dowiedzieć się tutaj.

A Miasto Literatury Unesco (możesz ich też śledzić na FB, tam są wszystkie aktualności) oprócz warsztatów organizuje niezliczoną ilość wydarzeń i akcji literackich, od spotkań z pisarzami, literackich spacerów po Krakowie, po wymiany książek i wydarzenia w małych księgarniach. Chyba nie da się być na wszystkim, ale bardzo zachęcam cię do wzięcia w czymś udziału. Robią naprawdę świetną robotę!

podpis2

PISZ BEZPOŚREDNIO

A gdyby tak zrobić rewolucję?

Wyobraź sobie, że wszyscy zaczynają pisać bezpośrednio.  Instytucje wysyłają newslettery podpisane przez konkretnych ludzi, a na ich stronach są proste i jasne teksty napisane potocznym językiem. Firmy mają teksty napisane bezpośrednim stylem na swoich stronach. Nikt nie pisze już językiem oficjalnym, anonimowo, znikają wyświechtane sformułowania i wytarte frazesy. Restauracje przestają być gościnne, hotele nie zapraszają już na wypoczynek, a banki nie proponują najlepszej oferty. Cały świat staje się prostszy, bardziej czytelny, bezpośredni. 

Chciałabym żyć w takim świecie. Tęsknię za tekstami bezpośrednimi i jestem wrogiem formułek. Nie znoszę pseudooficjalnego stylu, którym tak wiele osób się posługuje, bo wydaje im się, że zwykłe słowa są za zwykłe i trzeba coś ulepszyć, chociaż „ujrzeć jak pyszne bynajmniej  porcje wyżywienia serwuje nasza gościnna restauracja”. Brak mi prawdziwości, autentyczności, tego co prawdziwe i codzienne w języku. Marzę o tym, żeby wszyscy pisali bardziej bezpośrednio.

Dlatego z misją szerzę pisanie zwykłe, od siebie, prawdziwe. Autorom tłukę do głowy, żeby pisali tak jak mówią. Na warsztatach dla blogerów, pisania o podróżach i newsletterowych pokazuję jak ważne jest żeby pisać prosto, bezpośrednio, żeby wyzbyć się wszystkich dziwacznych sformułowań, które niby miały dodać nam ważności. To moja osobista misja, kolejna obok mówienia, że pisania można się nauczyć.

W lutym na warsztacie pisania newsletterów było dwóch pracowników działu literackiego Krakowskiego Biura Literackiego, które odpowiedzialne jest za wszystkie duże festiwale literackie w Krakowie i mnóstwo mniejszych wydarzeń. Kubie i Michałowi trochę namieszałam w głowach szerząc swoją wizję zindywidualizowanych newsletterów. Ach, jak cudownie byłoby dostawać indywidualne newslettery z KBF-u! Osobiste, pełne pasji, bo o tym co naprawdę ich interesuje, co jest dla nich ważne, o czym chcą nam opowiedzieć. Wyobrażasz sobie, ze zamiast suchych informacji o tym jakie wydarzenia odbędą się w tym miesiącu dostajesz od Miasta Literatury Unesco osobisty list od Kuby o jego fascynacji pisarzem, który wystąpi na festiwalu? Albo osobistą recenzję Michała książki na premierę której zapraszają? Albo ciepłą, bliską rozmowę z właścicielką małej księgarni zza rogu, kiedy piszą o akcji promowania małych księgarń?

Marzę o tym, żeby dostawać indywidualne bezpośrednie listy od MoMa albo Muzeum Narodowego w Krakowie, albo z MOCAK-u, z opowieściami pełnymi pasji, w których przeintelektualizowane kuratorskie notki zastąpione są żywymi opowieściami dla ludzi spragnionych opowieści o sztuce. Po których natychmiast chce mi się biec do muzeum. Chciałabym bardzo czytać świetne osobiste newslettery redaktorów z wydawnictw – bo przestałam subskrybować wszystkie, dziękuję, nie potrzebuję ulotek o nowościach. Tak naprawdę mogłabym czytać newslettery wielu firm, gdyby były napisane ciekawie, gdyby była w nich historia, gdybym miałam poczucie, że autor naprawdę ma mi coś do powiedzenia.

Możesz wziąć udział w mojej rewolucji i zacząć pisać bezpośrednio. Jeśli prowadzisz firmę albo masz wpływ na to jak wygląda strona internetowa instytucji w której pracujesz – zacznij na niej pisać tak jak mówisz, autentycznie, od serca.

podpis2

Nie musisz się doktoryzować w pisaniu, żeby zacząć pisać.

Nie musisz się doktoryzować w pisaniu żeby zacząć pisać – zanotowałam sobie podczas ostatniego spotkania z jedną z moich autorek. Przekonanie, że pisanie zastrzeżone jest dla Specjalnych Osób, Utalentowanych, Obdarzonych Magicznymi Zdolnościami jest dość powszechne. Pisałam już o tym nie raz, że pisania można się nauczyć i że to rzemiosło, warsztat, umiejętność wymagająca praktyki. Możesz przeczytać chociażby ten artykuł. A dziś chciałabym powiedzieć o przekonaniu następnym – że kiedy już uznamy, że to rzemiosło i zaczniemy się go uczyć, to często myślimy, że ta nauka musi potrwać bardzo długo zanim dozwolone nam będzie napisać coś NAPRAWDĘ. 

Nie raz spotkałam się z osobami, które mają dom pełen książek „Jak napisać powieść”, „Zostań pisarzem”, „10 sposobów na konstrukcję kryminału”, zaliczyły wszystkie możliwe kursy korespondencyjne i warsztaty stacjonarne, są obecne na wszystkich wykładach w okolicznym domu kultury i subskrybują kilkanaście newsletterów o tym jak pisać. Oczywiście po angielsku, po polska oferta jest bardzo znikoma. Jak myślisz, ile czasu im zostaje na pisanie kiedy przeczytają te wszystkie książki, zamówią nowe, pójdą na warsztat i przetłumaczą trudne słowa z nowego newslettera tej świetnej kanadyjskiej pisarki? Obawiam się, że niewiele.

Nie zrozum mnie źle – nie uważam, że poradniki pisarskie, zajęcia, wykłady czy inspirujące listy są złe – absolutnie nie! One są Ci bardzo potrzebne – żeby szkolić swój warsztat.

Ale kluczowe jest, żeby znaleźć równowagę pomiędzy teorią a praktyką.

Od samego czytania o tym jak pisać nie nauczysz się pisać. Ile znasz osób, które wygrały Wimbledon po tym jak przez 10 lat oglądały go w telewizji? To dokładnie ten sam przypadek. Żeby nauczyć się pisać, żeby pisać lepiej, żeby szkolić swój warsztat musisz praktykować. Pisać, pisać i jeszcze raz pisać.

Samo pisanie, bez uczenia się, bez poprawiania, bez warsztatów i poradników, może okazać się pułapką. Bo możesz powtarzać te same błędy, pisać ciągle tak samo, zupełnie się nie rozwijać.

Do rozwoju potrzebujesz teorii i praktyki – wiedzy i ćwiczeń. Ani bez jednego ani bez drugiego nie będziesz dobrym pisarzem.

Wiedziałaś/łeś, że Szczepan Twardoch napisał kilkanaście książek przed bestsellerową „Morfiną”? Na spotkaniu w Krakowie w zeszłym roku powiedział: „nieudane pierwsze książki były mi potrzebne, żeby zacząć pisać lepiej”. A ty, ile nieudanych książek masz na swoim koncie? Nie pytam ile pomysłów masz w głowie, tylko ile napisanych stron. Kilkaset? Czy dwadzieścia?

Nie musisz stać się specjalistą od pisania żeby pisać. Nie musisz jechać do Stanów do szkoły kreatywnego pisania, nie musisz wieszać na ścianie piętnastego dyplomu zakończenia kursu pisania. Przeczytaj jedną książkę o tym jak pisać, idź na jeden kurs. I wprowadź w życie wszystko, czego się tam nauczyłaś/łeś. Kiedy całą to wiedzę wykorzystasz w praktyce i poczujesz, że masz to ugruntowane, to wtedy przeczytaj kolejną książkę i jeśli chcesz to idź na kolejny kurs. Buduj swoje pisanie jak tort, warstwami – wiedza/praktyka/wiedza/praktyka. Nikt, nawet najlepszy nauczyciel nie zrobi tego za ciebie i żaden dyplom z kursu nie zastąpi umiejętności zdobytych podczas pisania.

Bo pisania można się nauczyć – tylko żeby to zrobić trzeba pisać.

podpis2