Ostatnio zaczynam widzieć, że z pisaniem jest jak z życiem. W zimie zawsze dużo pracuję, bo wszyscy chcą pisać i tak jest i teraz, codziennie czytam teksty. I ciągle tak naprawdę powtarzam to samo, uczę właściwie tych samych kilku zasad. Słuchaj i miej oczy otwarte Kiedy widzę tekst kogoś, kto był na moim kursie i w Klubie Pisarskim Online i dalej popełnia te same błędy, najprostsze, o których mówiłam na pewno kilkakrotnie i na jednym i w drugim, to troszkę mi jednak ręce opadają. Bo myślę sobie, że ta osoba po prostu nie słucha. Jest skupiona tylko na swoim tekście i ma trochę klapki na oczach. Bez słuchania, bez otwarcia oczu, bez świadomego przyswajania wiedzy i pamiętania nie nauczysz się za wiele. Jak w życiu. Jeśli nie chcesz wiedzieć co jest naokoło, jeśli nie interesuje Cię to, co mówi i pokazuje ci ktoś obok, będziesz cały czas robić to samo, kręcić się w kółko w swoim sosie. Wierz w siebie Bez wiary w siebie, w swoje pisanie, w to, że możesz pisać dobrze, lepiej, nie zrobisz nic. Będziesz tylko siedzieć i zamęczać siebie (i pewnie innych) tym, „jakie to jest beznadziejne”, „przepraszam, ja nie umiem”, „ojej, ty tak wspaniale piszesz, moje to takie słabe jest, że nawet nie będę czytać”. Chcesz biadolić, proszę bardzo, możesz, jeśli Ci to sprawia przyjemność. Ale z tego biadolenia to nic nie będzie. Żadnego tekstu, żadnego pisania, nie mówiąc o czymś większym. Zamiast tego zaakceptuj miejsce w którym jesteś i po prostu zacznij się uczyć. Powiedz sobie: „ok, mój opis mi się nie podoba, co mogę zrobić, żeby był lepszy?”. I krok po kroku zacznij przyswajać wiedzę, próbować. Odwagi! Miej pokorę Z tą wiarę w siebie jest jak z solą, jak ktoś przesadzi, to nie da się tego zjeść po prostu. Spotykam też osoby, które są tak pewne tego, że ich teksty są genialne, na miarę Nobla i Międzygalaktycznej Nagrody Astralnej, że zbliżenie do nich grozi porażeniem. Uważają, że to tylko przypadek, że świat się jeszcze na nich nie poznał, nie, właściwie nie, po prostu wszyscy są głupi. On wie najlepiej, oj tak, i jeszcze wszystkim to powie, wytknie każdy przecineczek w każdziutkim tekście, będzie przewracał przy tym oczami, ale co zrobić, taka jego niedola, geniusza, naprawianie świata, przecież ktoś musi, więc on już się poświęci, bo czuje się odpowiedzialny. Jeśli widzisz w tym kawałek siebie, to wyluzuj, wypuść powietrze i rozejrzyj się. Może jednak nie wszyscy są tacy głupi i zamiast wytykać im błędy, skup się na swoim pisaniu. Próbuj Dwa dni temu upiekłam trzeci chleb w moim życiu. Pierwszy był totalną katastrofą, wielkim wilgotnym gnioto-zakalcem, śmierdział surowizną i nawet po wielokrotnym opiekaniu w tosterze był obrzydliwy. Drugi był jednym z najlepszych chlebów, jakie jadłam w życiu, serio. Trzeci był czymś pomiędzy, miał trochę zakalca, ale po dopiekaniu go jeszcze półtorej godziny i potem tostowaniu kromek dał się zjeść. Czy umiem piec chleb? Czy jestem mistrzem chlebowym czy niedojdą? Tak wiele osób, włączając mnie samą, bo jestem mega niecierpliwa, nie chce podejmować próby. Jak nie wyjdzie, to do kosza, nie będę się zajmowała tymi kretyńskimi chlebami! To by było proste, w ten sposób nie trzeba się konfrontować z niczym, czego się nie umie robić, można się wkurzyć i to rzucić. Ale można też uznać „dobra, nie wyszło mi, czegoś nie umiem, dam sobie szansę na drugą próbę”. Znajdź osoby, które będą cię wspierać Trudno jest uczyć się czegoś całkowicie w samotności i nie mieć nikogo wokół z kim można by się podzielić tym, co jest trudne, czego się nauczyliśmy, wypłakać porażki i świętować sukcesy. Jeśli chcesz pisać, to znajdź przynajmniej jedną osobę, która będzie Cię w tym wspierać. Sięgaj po nowe rzeczy Często jest tak, że kiedy nauczymy się czegoś z danego obszaru, to powtarzamy to przez lata, ciesząc się za każdym razem sukcesem. Na pewno znasz na przykład takich mistrzów jednego dnia. Robią je absolutnie nieziemsko. Ale nie umieją nic więcej. Można zostać takim mistrzem jednej pisarskiej potrawy i pichcić ją wielokrotnie albo co gorsza odgrzewać w nieskończoność. Jest nawet wielu znanych i poczytnych pisarzy, którzy tak robią, od 10 lat ciągle...
Read MoreLato się skończyło (przynajmniej w Polsce, bo może czytasz mnie gdzieś, gdzie lato jest zawsze) i większość nas ma za sobą wakacje. To są najczęściej wakacje od pracy, mało kto bierze sobie wakacje od dzieci na przykład albo wakacje od bycia sobą. Często jest tak, że właśnie na wakacjach ma się trochę czasu na zrobienie „swoich” rzeczy, czyli na przykład pisanie. Urlop od pracy i obowiązków przeznaczony tylko na pisanie to genialny pomysł jeśli chce się na przykład napisać książkę, znacznie bardziej efektywny, niż dziubanie wieczorami kilku zdań. Napisałam zresztą o nim tutaj. Ale dziś chcę napisać o czymś dokładnie odwrotnym – o wakacjach od pisania. Większość osób, z którymi spotykam się na warsztatach, kursach czy które przychodzą do mnie pracować indywidualnie, bardzo dużo myśli o pisaniu i ma kłopot ze „znalezieniem” na niego czasu. To, że czasu się nie znajduje, tylko świadomie na coś przeznaczana rezygnując z innych rzeczy to inna historia. Oznacza to, że przeważnie niezbyt dużo i niezbyt szybko piszą, za to bardzo dużo o pisaniu myślą, często zamartwiając się, że nie piszą. To też w jakimś sensie czas „na pisanie”. Twórczość nie składa się przecież tylko z momentu kiedy faktycznie siada się i pisze czy rysuje, ale też z całego czasu poświęconego na myślenie o niej: zbieraniu pomysłów, wymyślaniu bohatera, robieniu notatek, zastanawianiu się nad fabułą, dobieraniu słów, szukania metafor… To wszystko zawiera się w pisaniu. I często poświęcamy na to znacznie więcej energii niż na samo pisanie, stukanie w klawiaturę. To oczywiście wspaniałe, ale też męczące, bo jeśli nigdy nie robisz sobie przerwy od zastanawiania się nad pisaniem, to twój mózg tak naprawdę nigdy nie odpoczywa. A przecież on potrzebuje odpoczynku! Kilka dni temu dostałam długiego maila od pisarki, z którą pracuję o tym jak latem w ogóle nie pisała, jak nawet zapomniała o swoim pisaniu, jak odpoczywała i jakie ma teraz z tego powodu wyrzuty sumienia. Odpisałam jej, że to cudowne, że odpoczęła, że bardzo się cieszę, że zrobiła sobie „wakacje od pisania” i że uważam, ze one są szalenie potrzebne. Myślę, że im bardziej kreatywnie się pracuje, tym częściej potrzebuje się wakacji. Wyobrażam sobie, że taki pełnoetatowy pisarz potrzebuje wakacji naprawdę często. Ja nie jestem pisarką, ale moja praca jest dość twórcza i wymaga ode mnie dużo wymyślania i bardzo często czuję, że umysł mi się przegrzewa, czasami mówię, że czuję jakby mój mózg był większy niż moja czaszka… I to znaczy, że potrzebuję wakacji dla mojej głowy. Potrzebuję nie myśleć twórczo przez jakiś czas, nie chcieć za dużo od mojego mózgu. Jeśli zajmujesz się pisaniem, to też potrzebujesz takich wakacji. Nie raz do roku, tylko częściej. Ale może raz do roku takich długich, porządnych, na przykład na miesiąc albo dwa? Kiedy świadomie odłożysz na bok swoje pisanie, dasz jemu i sobie odpocząć i będziesz w wolnym czasie zajmować się tylko przyjemnościami. I jeśli czytaniem to tylko takim dla przyjemności, a nie tym „bo to mi się przyda do książki” albo „to powinnam, bo to klasyka” ani żadnym czytaniem analitycznym (które jest tak w ogóle super ważne dla pisania, przeczytaj o nim tutaj). Jeśli tego nie zrobiłaś/łeś latem, podczas urlopu, to może możesz to zrobić teraz? Tak jak wcześniej przeznaczałaś/łeś czas na pisanie tak teraz świadomie przeznaczyć go na odpoczynek od twórczości. Myślę, że twoje pisanie pięknie ci za to...
Read MorePoradników o pisaniu jest wiele. Dziś podam kilka innych rad – gdy się do nich zastosujesz, to najprawdopodobniej nie zasiądziesz do pisania, a jeśli już do tego dojdzie, to nie dokończysz swojej pracy. Chcesz spróbować? 1) Uwierz w to, że do pisania się nie nadajesz. Że inni są bardziej utalentowani, że w porównaniu do innych (kimkolwiek są ci „inni”) masz mniejsze umiejętności, nieodpowiednie dla pisarza cechy charakteru, niewystarczająco dobrze organizujesz czas pracy. Wydaje Ci się, że pisarz to introwertyk, a Ty bardzo lubisz ludzi? Idealny motyw. A może sądzisz, że przy pisaniu powinno się kipieć pewnością siebie, a Ty ledwo wychodzisz z domu? Wspaniale! Takie myślenie najprawdopodobniej uniemożliwi Ci wyjęcie kartki czy otworzenie pustego pliku. Jeśli natomiast Ci się to uda… 2) Usiądź przed kartką lub plikiem i postaw sobie bardzo ambitny cel: „napiszę bestseller/ post, który zdobędzie miliard wyświetleń/ scenariusz, dzięki któremu wygram w konkursie”. Już teraz, bez przygotowania, bez zdobycia warsztatu. Bo przecież uważasz, że prawdziwy talent powstaje samoczynnie i nie potrzebuje lat treningu. To nic, że historia wielu wybitnych twórców pokazuje, że musieli oni przejść długą drogę, zanim stworzyli coś wielkiego. Ty wiesz lepiej. Zaczęłaś/ zacząłeś jednak pisać? W takim razie… 3) Odkładaj pisanie na nieokreślone jutro. Nie wyznaczaj żadnej organizacji pracy, nie dbaj o warunki otoczenia. Czekaj na wenę, która mogłaby Cię poprowadzić w tajemniczym procesie twórczym, licz na to, że flow przyjdzie samo. Albo wręcz przeciwnie – wyznacz ostro godziny pisania i nie pisz w innym czasie. Otworzył Ci się nowy wątek, a Ty mogłabyś/ mógłbyś przesunąć inne plany? Zapomnij – wyznaczone było pół godziny dziennie i tyle. Zamknij pisanie, choćby wątek miał uciec i się nigdy nie pojawić. Przecież to Ty masz służyć swoim planom pisarskim, a nie plany Tobie, prawda? Mimo tej rady dalej piszesz? Nic straconego – jeszcze możesz tego nie dokończyć. Z pomocą przyjdzie… 4) Perfekcjonizm. Szlifuj każde zdanie, zmieniaj opisy/ dialogi/ styl. Absolutnie nie proś nikogo o opinię, bo przecież oni się nie znają, sam(a) potrafisz to ocenić. Zwłaszcza, jeśli chcesz ocenić swoje dzieło jako nieidealne i niewystarczające do tego, by mogli je przeczytać inni. Trzymaj je latami na dysku albo w szufladzie. Najlepiej tak schowane, żeby nikt go przypadkiem nie odkrył, póki nie będzie idealne. I licz na to, że kiedyś będzie. 5) Ta prosta i skuteczna rada pomoże Ci w spełnieniu każdej z powyższych: nie dbaj o siebie. Zapomnij o tym, co w Tobie dobre, nie zważaj na to, że nad wadami dobrze jest pracować, a pozytywne cechy rozwijać. Uznaj, że skoro do tej pory nie stworzyłaś/eś nic wyjątkowego, to już tak będzie. Bo po co się zmieniać, rozwijać, dbać o siebie? Żeby być szczęśliwym Żeby dać coś innym? Żeby zacząć dostrzegać, ile każdego dnia dostajesz i przekazywać to dalej? A może, żeby zacząć pisać? Po co? Przecież wcale pisać nie chcesz. Może czytałaś/eś moje słowa ze zdziwieniem. A może odnalazłaś/eś w nich swoje zachowania. Nie zamierzałam Cię blokować, czy przekonywać, że powinnaś/powinieneś porzucić pisanie. Wręcz przeciwnie. Ale jeśli chcesz, a coś Ci przeszkadza, to może jest to któryś z punktów z mojej listy? Takie źródła blokad pisarskich warto odkrywać, nazywać i przezwyciężać. Oczywiście, jeśli chcesz pisać. Bo jeśli nie chcesz – możesz nie chcieć. Każdy przecież ma wpływ na swoją drogę :) Adrianna...
Read MorePamiętam jak kilka lat temu moje pragnienie rysowania i malowania było tak silne, że chodziłam po kryjomu do sklepów plastycznych i macałam pędzle. Czasami brałam jeden do ręki i ukrywając się przed sprzedawcą, malowałam w powietrzu albo po okładkach notesów. Miziałam wnętrze dłoni małymi miękkimi pędzelkami, szczeciniakami, sięgałam po okrągłe, duże pędzle i płaskie szpachelki. Ale przecież nie mogłam zacząć rysować ani malować, bo było wiadomo, że jestem beztalenciem i nic poważnego z tego nie będzie. Nie dla mnie były bloki i płótna, nawet szkolne akwarelki i zwykle kredki. A potem, na warsztacie 5 rytmów nauczyciel powiedział, jakby prosto do mnie: „po prostu zrób krok, nawet jeśli nie wiesz dokąd idziesz”. Napisałam sobie to zdanie w notesie, drukowanymi literami. I zapisałam się na malarskie zajęcia. Teraz, dwa lata później, dość często i maluję i rysuję, na mojej szafie rośnie stos prac w coraz większych formatach, a to wszystko sprawia mi ogromną przyjemność. Eksplorowanie kolejnych technik, wyrażanie tego co czuję obrazem, sprawia mi morze przyjemności. Ile masz w szafce pięknych notesów, w których nie piszesz, bo „szkoda ich na głupoty”? Ile razy pomyślałaś/łeś, że chcesz pisać, ale nie możesz, bo „nie masz talentu” albo nie warto, bo i tak nic poważnego z tego nie będzie? Ile razy miałaś/łeś chęć po prostu coś popisać, ale nie wzięłaś/wziąłeś kartki i ołówka, bo „przecież do niczego cię do nie zaprowadzi”? Kilka razy w miesiącu, czasami kilkanaście, dostaję maila, w którym ktoś opowiada mi swoją historię: o tym jak uwielbia pisać, jak w podstawówce pisał wypracowania, jaką mu to sprawiało przyjemność i że potem się gdzieś zgubiło, bo wiadomo, dom, praca, rodzina, obowiązki i że teraz by chciał wrócić do pisania. I że chce wiedzieć „czy jego pisanie ma sens”, więc prosi mnie o ocenę swojej twórczości, żebym powiedziała, „czy to ma sens, czy ma sobie znaleźć inne hobby”. Odpowiadam zawsze tak samo, pytaniem: „po co chcesz pisać?”. Bo jeśli dlatego, że to lubisz, że to jest dla ciebie ważne, że sprawia ci to radość, mimo że czasami jest trudne albo powoduje frustrację to tak, to ma sens. Jeśli oczekujesz, że pisanie przyniesie ci sławę i pieniądze, najlepiej w przeciągu najbliższego kwartału, to nie, to raczej nie ma sensu. Radzę wtedy znaleźć inny sposób na zdobycie sławy i fortuny, a z pisanie zdjąć presję i sprawdzić, czy nadal lubimy to robić. Bo pisanie bardzo rzadko przynosi pieniądze, tak jak każda twórczość. Oczywiście zupełnie inna jest sytuacja, w której ktoś ma biznes, od dłuższego czasu zarabia na swojej wiedzy i książka ma być kolejnym krokiem, poradnikiem dla zdobytej już rzeszy klientów, wtedy tak, możliwe, że na niej zarobi. Jeśli natomiast chcesz tworzyć, bo czujesz, że masz historię do opowiedzenia, bo pisanie po prostu sprawia ci przyjemność, bo najlepiej wyrażasz się w słowach, bo kochasz literaturę, czytasz nałogowo i chcesz też spróbować swoich sił – tak, to ma sens. Ma sens pisanie jak najwięcej, rozwijanie się, dawanie sobie szansy na naukę, żeby pisać coraz lepiej. Ma sens także pisanie kiepskich kawałków i wyrzucanie ich do kosza, ma sens wkurzanie się, że siedzisz drugą godzinę przed komputerem i napisałaś/łeś pół strony, ma sens mierzenie się ze swoją frustracją. Ma sens czytanie swojego opowiadania po roku i stwierdzanie, że jest straszne i że teraz najchętniej poprawiłoby się co drugie zdanie, albo najlepiej napisanie go od początku. Bo to znaczy, że się rozwijasz. Moim zdaniem każda twórczość ma sens, a już najbardziej ta, której nadaje się ścieżkę rozwoju. Czyli taka trochę „prowadzona”, zaoopiekowana, w której nie piszesz przez 20 lat tej samej książki nie próbując się uczyć, tylko taka, której nadajesz ważność i się nią zajmujesz. Wtedy szansa, że napiszesz to, o czym marzysz, wzrasta, co więcej, najprawdopodobniej napiszesz coś tak wspaniałego, o czym jeszcze ci się nawet nie...
Read MoreRozwijając swoje pisanie, nauczyłam się, że z chwilowym brakiem weny można sobie poradzić. Dobra organizacja, wypisanie każdego szczegółu, poukładanie myśli. Rozłożenie tekstu na czynniki pierwsze pozwala na napisanie naprawdę dobrego tekstu, pomimo braku olśnienia. Niemniej uważam jednak, że pomysł odgrywa istotną rolę w tworzeniu – to on jest motorkiem do działania, który motywuje do tego, aby szybko usiąść i zacząć pisać, póki głowa produkuje kolejne zdania. Z tego powodu myślę, że bardzo ważne jest, aby być świadomym gdzie i w jakich sytuacjach jesteśmy najbardziej kreatywni, aby samemu aranżować swoją wytwórnie pomysłów. Dla mnie pierwszą sytuacją, w której głowa najlepiej pracuje jest gorący prysznic pod koniec dnia. Gdy wieczorem wracam do domu, czuje napięte mięśnie, które utrzymują ciężar problemów. Głowa za to rozsadza się od środka od przytłaczających zmartwień. O niczym nie marzę wtedy bardziej, niż o ciepłym deszczu ukojenia, lecącym ze słuchawki prysznicowej. Wraz z kroplami wody spływającymi po ciele, spływają także problemy. W takich chwilach zamykam oczy i odpływam. Dzięki odprężeniu, które daje mi upragniony prysznic, moja głowa otwiera się i tworzy idealne zdania oraz mnóstwo pomysłów na tekst, chociażby na ten, który teraz czytasz. Moja wytwórnia pomysłów włącza się również podczas jazdy rowerem czy biegania. Nie ma dla mnie chyba czynności, która bardziej by przewietrzała umysł. Świeże powietrze, sprzyjająca pogoda, piękne krajobrazy oraz milion innych bodźców, które wciąż na mnie oddziałują. Podczas jazdy rowerem głowa w magiczny sposób odkopuje dawno zapomniane myśli i podsuwa pomysły na ciekawe materiały. Innym sposobem na pobudzenie mojej kreatywności jest po prostu wolny wieczór, sam na sam ze swoimi myślami, choć często w towarzystwie dobrej książki czy filmu. Wieczory to najlepsza pora dla mojej twórczości. W takich momentach mogę w końcu oddać się ulubionej czynności – rozmyślaniu i tworzeniu. Zaglądam wtedy do notesu lub przepisuję do niego zdania z książki, które w jakiś sposób mnie dotknęły i zainspirowały. Mogę podumać, pokładając się na łóżku i w razie braku weny, odpalić nastrojowy film albo stworzyć mapę myśli. Jeśli już wiesz, kiedy pomysły pukają do Twoich drzwi, zapisz te momenty lub trzymaj w specjalnej szufladce w głowie. Teraz możesz spokojnie aranżować swoją wytwórnię pomysłów kiedy tylko masz ochotę. Staraj się jak najczęściej wracać do swojej wytwórni. W każdym tygodniu próbuję zorganizować dzień, dwa lub chociaż wieczór, aby tworzyć. Warto też pomyśleć co zrobić, aby wytwórnia działała lepiej. Trzeba ją czasem naoliwić, wymienić mechanizmy, czy zadbać o wnętrze. Ja na każdą przejażdżkę rowerem, jogging czy z pozoru krótki spacer biorę notes. Wiem jak bardzo natura i krajobrazy wpływają na moją kreatywność oraz mam świadomość, jak złudne jest myślenie, że dany pomysł czy zdanie mi nie ucieknie. Kiedy tylko mam wolną chwilę i ochotę na stworzenie czegoś, idę przewietrzyć głowę. Pomaga mi to również w trakcie pisania. Gdy czuję, że już więcej nie mogę, nie męczę z uporem głowy, tylko zostawiam kartki, komputer i idę odzyskać ład. Jeśli zaś chodzi o notes, to jeśli prysznic lub gorąca kąpiel jest tym, czego brakuje Ci do tworzenia, to być może mały zeszyt z długopisem czy nawet post ity warto mieć w zasięgu ręki. Sama pamiętam moje wybieganie z pianą na całym ciele, aby zapisać to, co akurat wpadło mi do głowy. Z chęcią aranżuję sobie również wolne wieczory – upewniam się, że chłopak wraca wystarczająco późno, zamieniam się w pustelnika i nie planuję żadnych spotkań na ten dzień. Obowiązki organizuję tak, aby jeden wybrany wieczór mieć luźniejszy lub zupełnie pozbawiony innych zadań. Do pedantki nie należę, ale staram się, aby nic mnie również nie rozpraszało. Do tego dodaję wspomnianą już książkę, film, ulubione kawałki, może dobre jedzenie i lampkę wina. Każda z nas wie, co lubi najbardziej. Aby zaaranżować swoją wytwórnię pomysłów trzeba mieć przede wszystkim jedną ważną rzecz – czas wyłącznie dla siebie i swojej twórczości. Zorganizowanie takiego czasu to pierwszy krok do budowy wytwórni. Adela Uchmańska Adela pisze o podróżach na...
Read More