Posts Tagged "ćwiczenie"

Co to jest scena? – Marta Marecka

Wpisane dnia mar 20, 2019 w dziale Czytelnia | 1 komentarz

Kiedy zaczynałam pisać, najtrudniejsze było dla mnie tworzenie scen. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że bardzo trudno jest znaleźć konstruktywne wskazówki na ten temat. Niektóre podręczniki pisania ograniczają się do podania mglistych definicji, że scena to „jednostka fabularna, która dzieje się w jednym miejscu i czasie”. No fajnie, ale to mi jeszcze nie mówi, co w tej jednostce ma być. „W scenie”, czytamy dalej, „powinno się coś wydarzać”. Aha. Ale jak i co? Inne podręczniki popadają w drugą skrajność i prezentują iście bizantyjskie teorie sceny. Wymieniają mnogość elementów, które MUSZĄ się w niej znaleźć albo wprowadzają skomplikowane systemy podziału scen na różne kategorie. Każda kategoria ma, rzecz jasna, swoją listę obowiązkowych elementów. Mnie to nie pomaga. Spamiętać tego nie sposób, a przecież nie może być tak, że do opowiedzenia historii potrzeba szczegółowej instrukcji w Excelu, wydrukowanej i przyczepionej do monitora.  Kiedy już straciłam nadzieję, że kiedykolwiek skumam tę mityczną scenę, natrafiłam jednak na definicję, która całkowicie odmieniła moje pisanie. Pochodzi ona z książki „Story Grid” Shawna Coyne’a. Słuchajcie, bo to genialne w swej prostocie: Scena jest jednostką ZMIANY w historii Istotą większości opowieści jest zmiana. Bohater znajduje się w punkcie A na początku książki i w punkcie B na końcu. Zmiana zachodząca pomiędzy punktem A i B może dotyczyć jego charakteru. Na początku może być dupkiem, a pod koniec książki staje się porządną osobą. Zmianie ulec może jego światopogląd lub uczucia, okoliczności życiowe albo stan cywilny (np. w romansach). Może zmieniać się jego wiedza. Np. w kryminałach na początku nie wie, kto zabił, a na końcu już tak. Przemianie może ulegać społeczeństwo lub świat przedstawiony: w pierwszym rozdziale może mu grozić niebezpieczeństwo, w ostatnim wszystko wraca do normy. Te zmiany nie zachodzą gwałtownie, ale stopniowo – poprzez sceny właśnie. Punkt zwrotny W myśl tej teorii, w każdej scenie powinna zachodzić jakaś zmiana. To może być wydarzenie, konfrontacja albo odkrycie nowej informacji. Zazwyczaj da się określić jeden konkretny moment, w którym ta zmiana zachodzi. Nazywa się go punktem zwrotnym. Najlepiej jest mieć jeden punkt zwrotny na scenę. Jeśli będzie ich więcej, czytelnik nie będzie mógł złapać oddechu. Jeśli nie będzie ich wcale, scena będzie o niczym i niewiele wniesie do fabuły. „Punkt zwrotny” brzmi dramatycznie, ale wcale nie musi być to jakieś widowiskowe wydarzenie. To może być wybuch wulkanu albo cichy moment w rozmowie, kiedy bohater orientuje się, że jego partnerka już go nie kocha. To może być odkrycie wskazówki przez detektywa. To może być moment, kiedy, cytując Henry’ego Jamesa, kobieta „wstaje, z ręką złożoną na stole, i patrzy na [mężczyznę] w określony sposób”. Dobrze jest jednak, kiedy ta zmiana niesie bohatera w określonym kierunku i jest integralna dla historii. Bo to właśnie seria punktów zwrotnych (zmian fabularnych) ma poprowadzić go kroczek po kroczku z punktu A do punktu B – zakończenia naszej książki. Budowanie sceny wokół punktu zwrotnego Kiedy wiemy już, co jest punktem zwrotnym, budowanie sceny wokół niego jest dosyć proste. Żeby do punktu zwrotnego doszło, musimy zawrzeć w scenie jakąś sytuację wyjściową i ciąg wydarzeń, które do niego doprowadziły. Nasz bohater zapewne na punkt zwrotny zareaguje i podejmie decyzję, która będzie sytuacją wyjściową dla kolejnej sceny. Przeanalizujmy to na przykładzie sceny kryminalnej: Sytuacja wyjściowa: bohater (detektyw) udaje się na miejsce zbrodni, gdzie zabito starszego mężczyznę Ciąg wydarzeń: bohater przepytuje żonę i lokaja ofiary.  Punkt zwrotny: lokaj podaje szczegół, który nie zgadza się z wersją żony. Detektyw dowiaduje się, że ktoś kłamie i to zmienia jego sytuację.  Bohater musi teraz zdecydować co zrobić z tą informacją. Ta decyzja wpłynie na resztę fabuły. Postanawia przepytać ponownie kobiety i skonfrontować ją z wersją lokaja.  W ten sposób scena po scenie prowadzimy bohaterów przez kolejne drobne zmiany, aż ci dochodzą do zupełnie innego miejsca niż tego, w którym byli na początku. Czy punkty zwrotne są konieczne? Budowanie scen na podstawie punktów zwrotnym jest narzędziem, nie prawem. Jeśli tego narzędzia nie zastosujemy, to nie zgarnie nas żadna literacka policja. Są pisarze, którzy zupełnie inaczej budują fabułę i nie piszą scen jako takich a przynajmniej nie konstruują tych scen wokół punktów zwrotnych. Są też tacy, którzy wrzucają do powieści pojedyncze sceny bez punktów...

Read More

Zostań DOP czyli jak używać światła w opisach wnętrz

Wpisane dnia gru 6, 2017 w dziale Czytelnia | 0 komentarzy

Opisy to takie kawałki, które często opuszczamy. Bo są nudne, to znaczy, że są źle napisane. Dobry opis wpleciony w akcję jest wspaniały, porywający, przenosi nas do świata bohatera, powoduje, że czuję jakbym tam była! W tym miejscu dokładnie, o którym czytam, nieważne, czy to jest fikcja czy reportaż, tekst podróżnika o Tajlandii czy recenzja nowej kawiarni. Każdy tekst, który dzieje się gdzieś, potrzebuje dobrego opisu. Bez niego jesteśmy zawieszeni w próżni, wydarzenia dzieją się pośrodku białej plamy. Pisałam już o opisach przyrody i o tym jak wprowadzić do opisu ruch. A dziś chcę Cię zachęcić do wprowadzenia do opisu światła. Zauważ, że światło jest bezustannie obecne w rzeczywistości. Bardzo różne światło, w zależności do tego czy jest naturalne czy sztuczne, czy mówimy o wnętrzu czy o ulicy, o rodzaju wnętrza – bo światło jest inne w malutkiej sypialni i w hali dworca, a przecież oba są wnętrzami, o tym na co to światło jest skierowane – czy jest punktowe czy rozproszone, co ma oświetlać, jaką ma temperaturę… Może dostajesz teraz zawrotu głowy, kiedy nagle do Ciebie dociera jak bardzo wiele jest możliwości. Niestety zazwyczaj opisy wnętrz kompletnie pozbawione są światła, a raczej światło nie jest w nich zaznaczone, nie odgrywa żadnej roli, bardzo rzadko wiemy o nim cokolwiek. Czas to zmienić! Każde wnętrze zmienia się w zależności od oświetlenia. Wie o tym doskonale każdy DOP czyli Director od Photography, dyrektor fotografii, odpowiedzialny w filmie za zdjęcia. Zanim będzie cokolwiek kręcił, analizuje zastane światło albo projektuje światło, którego użyje. Przecież od tego, jakiego światła użyjemy, gdzie będzie jego źródło, pod jakim kątem będzie padać zależy jak będzie wyglądać wnętrze. Ten sam salon zalany słońcem i w pochmurny dzień wygląda inaczej, a jeszcze inaczej kiedy zapalimy lampę na stoliku i jeszcze inaczej kiedy zaświecimy na suficie wielki żyrandol. Inne elementy będą widoczne, na pewno nie raz ci się zdarzyło zauważyć jak brudne są szyby kiedy słońce nagle zaświeciło w okna, zauważyć pod kątem zakurzoną podłogę, zwrócić uwagę w świetle lampki na wytarty sztruks na fotelu, czy zauważyć zupełnie wcześniej niewidzialny obrazek na ścianie kiedy ktoś zapali nad nim światełko. Kiedy piszesz opis masz do wyboru dwie drogi: kiedy piszesz prawdę to znaczy posługujesz się istniejącym wnętrzem – przyjrzeć się dokładnie wnętrzu, które opisujesz i zauważyć w nim światło, również o różnych porach dniach i zaobserwować jak to miejsce się zmienia, jak i gdzie światło pada, co wydobywa, co zostawia w cieniu, jak się układa na materiałach, na kantach mebli, gdzie przebiega jego granica. kiedy piszesz fikcję i wymyślasz wnętrze – zastanowić się jakie jego elementy chcesz pokazać, na to chcesz zwrócić uwagę czytelnika i tak „zaprojektować” światło, żeby to zrobić. Chcesz pokazać że pokój jest zagracony i pełen przedmiotów po sufit? Zapal u góry pojedynczą mocną żarówkę, która obleje graty, a kąty zostawi ciemne. Zależy Ci na kryształowym wazonie po babci? Postaw niedaleko lampę z ciepłym światłem, a obok świecie, których ogniki będą migać setkami odbić w krysztale. Mam nadzieję, że to dla Ciebie jasne. I że Twoje opisy będą od teraz pełne...

Read More

JAK NAPISAĆ DOBRY OPIS PRZYRODY

Wpisane dnia maj 23, 2017 w dziale Czytelnia | 0 komentarzy

Sama nazwa „opis przyrody” wzbudza w wielu osobach niechęć, już widzę jak część z was się wzdryga kiedy czyta tytuł tego artykułu. Oczywiście od razu przed oczami stają nam ciągnące się w nieskończoność, nudne jak flaki z olejem, kompletnie oderwane od fabuły opisy przyrody, które skutecznie omijaliśmy czytając lektury szkolne. Jak pewnie się domyślasz, to stereotyp, niemający wiele wspólnego z ciekawą literaturą. Nie znasz żadnych dobrych opisów przyrody? Proszę bardzo: Wypłynęliśmy na poszukiwanie delfinów. Znaleźliśmy je w małym głębokim jeziorze otoczonym drzewami kapokowymi i porośniętymi pistią rozetkową oraz ogromnymi białymi liliami z żółtymi pręcikami, wokół których roiły się miedziane chrząszcze. Patrzyliśmy na delfiny aż do zachodu słońca. Unosiły się i opadały jak fale, zostawiając za sobą migotliwe jak żywe srebro ślady, które utrzymywały się na wodzie niczym sen po przebudzeniu. Nad jeziorem rozlegały się dziwne zawołania skrzydłoszponów rogatych, korpulentnych czarno-białych ptaków, brzmiące jak skrzyżowanie wrzasku małpy i gęsi, kończone na przemian gulgotem i niezwykle głośnym trąbieniem. / „Podróż różowych delfinów” Sy Montgomery/ Przez czternaście godzin brnęliśmy na zachód przez zmieniającą się pustynię. Całymi kilometrami korzenie bożodajni i wierzb wyłaniały się na powierzchnię, tworząc na piasku archipelagi pokryte białymi jak kości gałązkami. Potem ziemia wygładzała się w sawannę zbielałej trawy, porastającą tak zasoloną glebę, że przypominała śnieżne pola. Jastrząb na pniaku czekał, aż coś się poruszy. Nad podziemną wodą lśnił zielony tamaryszek. Potem znowu wyłoniły się roztrzęsione wydmy, których żółte ostrza wyginały się pod pustym niebem.  (…) Pustynny płaskowyż usiany kraterami kopaczy soli był po horyzont zarzucony żwirem. Kiedy wysiedliśmy, owiał nas ciepły wiatr. Oaza za nami nadawała horyzontowi barwę limonek, dymiły dwa kominy fabryczne. Przed nami rozciągała się pustka. Kłąb pyłu wędrował leniwie po niebie. Wszędzie wokół nas widniały żółte kręgi piasku, leżały kawałki drewna i zbielałe kości.  /„Cień jedwabnego szlaku” Colin Thubron/ Jeśli myślisz, że bardzo długo szukałam tych fragmentów, to się myślisz. Sięgnęłam po dokładnie dwie pierwsze książki na brzegu półki niedaleko biurka, przy którym piszę i otworzyłam każdą z nich na chybił trafił. Bardzo Cię zachęcam do swoich poszukiwań, sięgnij po książkę, którą masz obok i przekonaj się jak w niej wyglądają opisy przyrody. Jak widzisz, te, które przytoczyłam, nie mają nic wspólnego z nudnymi flakowatymi opisami. Dla mnie są ciekawe, wciągające, tworzą atmosferę, powodują, że czuję jakbym tam była razem z narratorem. Jak pisać dobre opisy przyrody? Przede wszystkim zastanów się co w takim opisie ma być, jakie ma mieć elementy. Przyjrzyj się tekstom wyżej. Co w nich jest opisane, na co narrator zwraca uwagę, co nam pokazuje? Tam gdzie, może nie być dla Ciebie oczywiste co mam na myśli, podałam w nawiasie przykłady. rośliny zwierzęta kolory światło dźwięki zapachy porę dnia kształty (żółte ostrza wydm, korpulentne ptaki, kręgi piasku) fakturę (ziemia wygładzała się, roztrzęsione wydmy) linię horyzontu niebo, ziemię – czyli co nad głową i co pod nogami temperaturę (ciepły wiatr) ukształtowanie terenu (śnieżne pola, jezioro otoczone roślinami, ostrza wydmy) Oczywiście to nie jest kompletna lista elementów, które mogą się znaleźć w opisie przyrody. Zachęcam Cię do uzupełnienia jej o następne, które zauważysz we fragmentach, które znajdziesz. Co jest jeszcze ważne w opisach natury oprócz składników? To, że są połączone. Zauważ, że narrator nie opowiada o nich po kolei, nie wypunktowuje ich jak ja to zrobiłam, tylko łączy w zgrabną całość. Oczywiście to nie jest takie proste i wymaga praktyki, ale możesz się tego nauczyć. Zacznij właśnie od zrobienia notatek, najlepiej mapy myśli (co to jest i jak z nią pracować możesz przeczytać tutaj) na temat miejsca w naturze, o którym chcesz napisać. Konkretnego miejsca, bo nie da się pisać tekstu o czymś abstrakcyjnym, nie napiszesz opisu przyrody jeśli nie wiesz o czym, o jakim miejscu piszesz. Na mapie postaraj się znaleźć połączenia, dzięki którym w jednym określeniu znajdzie się np. i kolor i kształt. Kolejnym ważnym elementem są znaczące czasowniki, czyli takie, które nadadzą dynamikę całości i jednocześnie charakter elementom, o których piszesz. Zauważ jak inaczej brzmiałyby te zdania, gdyby użyć nudniejszych czy bardziej statycznych czasowników: Jastrząb siedział na pniaku.  –  Jastrząb na pniaku czekał, aż coś się poruszy. …wokół których fruwały miedziane chrząszcze. – …wokół których roiły się miedziane chrząszcze. korzenie bożodajni...

Read More

Być Stephenem Kingiem jeden dzień – Ewa Gralla

Wpisane dnia wrz 15, 2016 w dziale Czytelnia | 1 komentarz

„Mam zamknięte oczy. Nie chcę zbyt szybko ich otwierać. Najpierw muszę uspokoić oddech. Chłonę zimne powietrze łapczywie. Czuję, jak przenika do mojego ciała i je odżywia. Biorę ostatni, głęboki wdech. Prostuję się i otwieram oczy. Pierzyna chmur chowa wszystko poniżej szczytu. Kręcę się powoli w kółko, by móc nacieszyć oczy tym pięknem. Chmury są gęste i grube. Szczelnie oddzielają mnie od reszty świata. Chciałabym się w nich zanurzyć. Wniknąć i poczuć ich puchatość na moim ciele.” Te kilka zdań jest efektem „dnia Marii”. Dnia, w którym przeczytałam jej tekst z wakacji i przeskoczyłam na inną, niż codzienna, wrażliwość. A potem napisałam tekst, wczuwając się w jej styl pisania. Wszystko co czytam, ludzie, z którymi rozmawiam, których obserwuję, mnie karmią. Odżywiają moją duszę i ubierają moje ciało. Czasem zasłyszane przypadkiem słowa, albo zdanie z książki, która miała być jedynie przyjemną lekturą, okazują się być TYM KLUCZEM. Bo czułam, wiedziałam o co mi chodzi, ale nie umiałam tego nazwać właściwymi słowami. My, pisarze, potrzebujemy przeglądać się w innym człowieku. Dostrzegać go, inspirować się nim i tym, co tworzy. Nie da się być pisarzem, bez dostrzegania ludzi wokół. Dlatego dobrze jest wnikać w inną wrażliwość. Sprawdzać, co może czuć i myśleć ta druga strona. Jako pisarze dążymy do stworzenia swojego stylu. Do wyjątkowości. Bo nikt przecież nie chce być kserówką… Ale czasem  niebezpiecznie się w tej wyjątkowości zakopujemy. Jak jeż w liściach na zimę, na sen. Dobrze jest, od czasu do czasu, zafundować sobie dzień w innej skórze. Dać się ponieść przeczytanemu tekstowi, akapitowi, który coś w nas otwiera. Nie odcinać się, tylko podchwycić ten rytm, tą melodię, którą w nas rozbudza. I zatańczyć, inny niż normalnie, taniec. Założyć kostium. Zmienić wrażliwość, percepcję i sposób myślenia. Wziąć bojówki i koszulę od autora, założyć je i sprawdzić, co wyjdzie. Znaleźć odpowiedź na pytania: „Co będzie, kiedy przeleję na papier moje myśli, ale jego stylem? Jego wrażliwością? Jak inaczej pomyślę o mojej opowieści w jej kaloszach?” Ja czasami lubię wskoczyć na motocykl i pojechać na przejażdżkę czując się jak Stephen King (nie wiem, czemu tak mam, ale najbardziej ”kingowy” nastrój łapię właśnie tak), a potem napisać coś mrocznego. Albo, gdy czytając kolejną z książek Terry’ego Pratchetta o Świecie Dysku, wpadam w ten stan, w którym czuję się bardzo dyskowa, biorę i piszę coś o kuli, ale z płaskim wpływem. Zawsze wychodzi coś, czego z moim codziennym poczuciem humoru nie dała bym rady napisać. Lubię też czasem obłożyć biurko książkami i siąść do pisania z okularami zsuniętymi na środek nosa. Czuję się wtedy trochę jak Elizabeth Gilbert. Tu nie chodzi o wierne odwzorowanie, a o impuls, o zabawę, o zmianę. Więc spróbuj, co ci szkodzi? Być może coś odkryjesz. Być może zmienisz coś wielkiego, albo zrozumiesz coś dotychczas dla ciebie zupełnie obcego. Być może napiszesz jeden tekst jak J. R. R. Tolkien. I możliwe, że na tym się skończy. Ale to w tobie zostanie. Jak puzzel wpisze się w twoją duszę i stworzy ciebie. I kto wie, co z tego wyniknie. Ewa...

Read More

Zrób sobie wytwórnię pomysłów – Adela Uchmańska

Wpisane dnia wrz 8, 2016 w dziale Czytelnia | 0 komentarzy

Rozwijając swoje pisanie, nauczyłam się, że z chwilowym brakiem weny można sobie poradzić. Dobra organizacja, wypisanie każdego szczegółu, poukładanie myśli. Rozłożenie tekstu na czynniki pierwsze pozwala na napisanie naprawdę dobrego tekstu, pomimo braku olśnienia. Niemniej uważam jednak, że pomysł odgrywa istotną rolę w tworzeniu – to on jest motorkiem do działania, który motywuje do tego, aby szybko usiąść i zacząć pisać, póki głowa produkuje kolejne zdania. Z tego powodu myślę, że bardzo ważne jest, aby być świadomym gdzie i w jakich sytuacjach jesteśmy najbardziej kreatywni, aby samemu aranżować swoją wytwórnie pomysłów. Dla mnie pierwszą sytuacją, w której głowa najlepiej pracuje jest gorący prysznic pod koniec dnia. Gdy wieczorem wracam do domu, czuje napięte mięśnie, które utrzymują ciężar problemów. Głowa za to rozsadza się od środka od przytłaczających zmartwień. O niczym nie marzę wtedy bardziej, niż o ciepłym deszczu ukojenia, lecącym ze słuchawki prysznicowej. Wraz z kroplami wody spływającymi po ciele, spływają także problemy. W takich chwilach zamykam oczy i odpływam. Dzięki odprężeniu, które daje mi upragniony prysznic, moja głowa  otwiera się i tworzy idealne zdania oraz mnóstwo pomysłów na tekst, chociażby na ten, który teraz czytasz. Moja wytwórnia pomysłów włącza się również podczas jazdy rowerem czy biegania. Nie ma dla mnie chyba czynności, która bardziej by przewietrzała umysł. Świeże powietrze, sprzyjająca pogoda, piękne krajobrazy oraz milion innych bodźców, które wciąż na mnie oddziałują. Podczas jazdy rowerem głowa w magiczny sposób odkopuje dawno zapomniane myśli i podsuwa pomysły na ciekawe materiały. Innym sposobem na pobudzenie mojej kreatywności jest po prostu wolny wieczór, sam na sam ze swoimi myślami, choć często w towarzystwie dobrej książki czy filmu. Wieczory to najlepsza pora dla mojej twórczości. W takich momentach mogę w końcu oddać się ulubionej czynności – rozmyślaniu i tworzeniu. Zaglądam wtedy do notesu lub przepisuję do niego zdania z książki, które w jakiś sposób mnie dotknęły i zainspirowały. Mogę podumać, pokładając się na łóżku i w razie braku weny, odpalić nastrojowy film albo stworzyć mapę myśli. Jeśli już wiesz, kiedy pomysły pukają do Twoich drzwi, zapisz te momenty lub trzymaj w specjalnej szufladce w głowie. Teraz możesz spokojnie aranżować swoją wytwórnię pomysłów kiedy tylko masz ochotę. Staraj się jak najczęściej wracać do swojej wytwórni. W każdym tygodniu próbuję zorganizować dzień, dwa lub chociaż wieczór, aby tworzyć. Warto też pomyśleć co zrobić, aby wytwórnia działała lepiej. Trzeba ją czasem naoliwić, wymienić mechanizmy, czy zadbać o wnętrze. Ja na każdą przejażdżkę rowerem, jogging czy z pozoru krótki spacer biorę notes. Wiem jak bardzo natura i krajobrazy wpływają na moją kreatywność oraz mam świadomość, jak złudne jest myślenie, że dany pomysł czy zdanie mi nie ucieknie. Kiedy tylko mam wolną chwilę i ochotę na stworzenie czegoś, idę przewietrzyć głowę. Pomaga mi to również w trakcie pisania. Gdy czuję, że już więcej nie mogę, nie męczę z uporem głowy, tylko zostawiam kartki, komputer i idę odzyskać ład. Jeśli zaś chodzi o notes, to jeśli prysznic lub gorąca kąpiel jest tym, czego brakuje Ci do tworzenia, to być może mały zeszyt z długopisem czy nawet post ity warto mieć w zasięgu ręki. Sama pamiętam moje wybieganie z pianą na całym ciele, aby zapisać to, co akurat wpadło mi do głowy. Z chęcią aranżuję sobie również wolne wieczory – upewniam się, że chłopak wraca wystarczająco późno, zamieniam się w pustelnika i nie planuję żadnych spotkań na ten dzień. Obowiązki organizuję tak, aby jeden wybrany wieczór mieć luźniejszy lub zupełnie pozbawiony innych zadań. Do pedantki nie należę, ale staram się, aby nic mnie również nie rozpraszało. Do tego dodaję wspomnianą już książkę, film, ulubione kawałki, może dobre jedzenie i lampkę wina. Każda z nas wie, co lubi najbardziej. Aby zaaranżować swoją wytwórnię pomysłów trzeba mieć przede wszystkim jedną ważną rzecz – czas wyłącznie dla siebie i swojej twórczości. Zorganizowanie takiego czasu to pierwszy krok do budowy wytwórni. Adela Uchmańska Adela pisze o podróżach na...

Read More