Kiedy rozjeżdżają się ściany, czyli o pisaniu powieści.

Piszę do Ciebie z lasu. Wyprowadziłam się z Krakowa, nie wiem czy jeszcze tam wrócę. Czuję, że nie chcę mieszkać już w mieście. Z każdym dniem czuję się coraz bardziej połączona z naturą i coraz bardziej czerpię z niej siłę. Pracuję, siedzę z komputerem w ogrodzie i piszę. Nowe lekcje na kurs 7 kroków do powieści i na Wakacyjne Wyzwanie Pisarskie. Sprawia mi to ogromną radość, jaką dawno nie sprawiało mi zapisywanie moich myśli. 

Chciałabym Ci opowiedzieć parę słów o kursie powieściowym, a raczej o tym jak reagują na niego uczestnicy, co jest dla nich trudne i zaskakujące. Dostałam kilka odpowiedzi, ktoś też napisał na facebooku, że nie spodziewał się, że to tyle pracy. Że to jednak trudniejsze niż myślał, że jest trochę załamany. No tak, myślę sobie, wcale mnie to nie dziwi… Bo z jakiegoś powodu dość powszechnie panuje przekonanie, że do napisania książki (wcale nie tylko powieści) potrzebne jest tylko natchnienie. I może odrobina wolnego czasu. A poza tym nic, tak się siada i wylewa z siebie piękne zdania z frazą jak wczesna Joanna Bator, bohaterami prosto z Twardocha i mądrością Tokarczuk. Otóż niestety nie bardzo. Może komuś tak się zdarza, może ktoś tak umie. Ale jeśli tej jednej osobie na milion tak się zdarzy, to ja jej raczej nie poznam, bo takie osoby nie potrzebują przecież kursu pisania, bo po prostu siadają i piszą! 

Wydaje mi się, że już tyle razy o tym pisałam, ale powiem jeszcze raz: pisanie książki to jest praca. Dla jednych ciężka, dla drugich nie. Może być szalenie przyjemna. Może dawać mnóstwo radości i satysfakcji. Ale to jest duży projekt, który trzeba zaplanować, rozłożyć na kawałki, zastanowić się co po kolei. 

Pisanie książki jest jak budowanie domu. Jeśli nigdy w życiu nie wbiłam ani jednego gwoździa i wyjdę na polankę w słoneczny dzień i powiem z werwą „dobra, super, no to jedziemy z koksem, zaczynam budować dom!”, zacznę znosić deski, piłować je na chybił trafił, potem je przybijać w kształt ściany, dopasuję drugą ścianę, będzie troszkę nierówna, ale się tym nie przejmę, nierówną wysokością też nie, bo o suficie pomyślę potem, teraz nie czas no i co tam, jeden róg, to żaden problem, potem postawię ścianę z drugiej strony, w międzyczasie będą deszcze, więc to zostawię na 3 tygodnie, jak wrócę to połowa desek będzie zapleśniała, bo zapomniałam przykryć, ale wywalę i wezmę nowe, i potem jak będę chciała wstawić czwartą ścianę, ale okaże się, że jednak tamte rogi nie miały po 90 stopni, tylko jeden 103, a drugi 86, więc ta czwarta ściana w ogóle się nie styka i jest jakiś dramat i ja wtedy się załamię, że czemu ten dom mi w ogóle nie wychodzi, przecież miałam TAKIE OGROMNE natchnienie żeby go zbudować, to co mi wtedy powiesz? Bo wiesz, co robi większość osób w takiej sytuacji ze swoją książką? Zostawia ten dom, idzie na kolejną polankę i zaczyna od nowa, tylko teraz od podłogi, bo pewnie tym razem się uda. A jak się nie udaje, to się załamują, uznają, że nie mają talentu do budowania domów. Chyba nie muszę Ci więcej tłumaczyć?

Jeśli więc chcesz napisać książkę, to pomyśl, że to jak budowa domu. I że warto by było jednak najpierw się nauczyć równo piłować deski. I dowiedzieć się co się robi po kolei, to może być bardzo przydatne!

Wydaje mi się, że pisałam już, że w najbliższym sezonie jesienno-zimowym nie będzie Szkoły Pisania Powieści. Myślę nad zrobieniem jej latem, ale nie wiem czy to będzie w Krakowie. Jeśli chcesz się uczyć ode mnie jak napisać powieść, już teraz zapraszam Cię na kolejną edycję 7 kroków, kurs początkujący powtórzę jeszcze raz jesienią i wtedy też zaproszę Cię na poziom 2 🙂 Szykuj się więc na wczesną jesień, planuj swój czas na pisanie!

A teraz życzę Ci dalszego wspaniałego lata.