Wybranie książek na wakacje zabierało mi zawsze mnóstwo czasu. Przed wyjazdem zastanawiałam się głównie nad listą do czytania i tygodniami rozstrzygałam ją w głowie i w notesie.
Pamiętam jak lata temu, podczas autostopowej podróży po Chorwacji z przyjaciółką czytałam „Potop”.
Siedziałam na skalistej plaży w pełnym słońcu, a przed moimi oczami Wołodyjowski wymachiwał szablą. Nie miałyśmy w ogóle pieniędzy, spałyśmy w krzakach i jadłyśmy zebrane z drzew owoce, ale ostatnie grosze wydałam na wyszperaną w księgarni książkę po angielsku, bo potop sie skończył, a ja musiałam coś czytać.
W tym roku podróżuję luksusowo, bo mam Kindle, a to oznacza dowolną ilość książek. Dzięki temu jestem w trakcie piątej, bo też czytam same lekkie rzeczy, do połknięcia w dwa popołudnia na plaży. Trafiłam akurat na same fajne książki i z czystym sercem polecam moje tegoroczne letnie czytadła. W zeszłym roku wzięłam ze sobą „Dziennik” Gombrowicza jako pozycję, którą można czytać dowolną ilość razy i w połowie czwartego razu miałam wrażenie, że jeszcze jedno słowo i tego nie przeżyję.
Największą przyjemność sprawiło mi przeczytanie „Jak zostałam wiedźmą” Doroty Masłowskiej.
Miałam ubaw po pachy, naprawdę, dawno się tak nie śmiałam czytając. Ten dziwny twór, trochę proza, trochę poemat a trochę tekst dramatyczny jest nie tylko szalenie inteligentny i przerażająco wręcz współczesny, ale też po prostu ciekawy i wciągający. Poczucie humoru Masłowskiej nie każdemu może odpowiadać, ale mi tak. Z moich ulubionych fragmentów (a mam ich wiele) wybrałam dla was:
– Pomóż mi przejść przez ulicę dziewczynko. [mówi wiedźma do dziecka]
– Dobrze, ale jak mi dasz pograć w kurczaki na swoim iPhonie.
– Stara jestem, nie mam żadnego iPhone’a. – To odejdź. Bo zawolam ochronę!
– To moja odznaka FBI, jesteś aresztowana, koniec.
Masłowska nie każdego rozśmieszy, za to nowe perypetie Bridget Jones raczej tak.
Trzecia część przygód kochanej Bridget jest przezabawna i znów pozwala czytelnikowi poczuć się lepiej, bo Bridget naprawdę nie jest doskonała, a jej wpadki świadczą o tym, że „każdemu się zdarza” i nie ma się czego wstydzić. Dobra literatura popularna, a za taką uważam powieść Fielding to jak pyszne lody – nie da sie jeść codziennie, ale raz na jakiś czas sprawiają wielką frajdę.
Na plaży przeczytałam też drugą książkę Marka Niedźwieckiego, „Radiota”, która wpadła mi w czytnik trochę przypadkiem i miło mnie zaskoczyła.
To z kolei coś dla wszystkich, każdej płci i w każdym wieku. Przy co drugim akapicie myślałam o moim tacie i jego wspomnieniach i chciałam go zapytać czy on też pamięta to tak jak pan Marek. Miło mi się czytało nie tylko historie radiowe i muzyczne, ale też osobiste autora. „Radiota” oczywiście wzbudził we mnie nostalgie, cały czas też słyszałam głos Marka Niedźwieckiego, jakby dziennikarz czytał mi na głos, ale ten bonus mają pewnie tylko stali słuchacze Trójki.
Nadrobiłam też zaległości i przeczytałam „Dziennik” Pilcha, do którego podeszłam trochę jak pies do jeża, bo byłam pewna, że mi sie nie będzie podobał. A podobał mi sie bardzo, zwłaszcza czytany niespiesznie, kawałkami. Jakiś inny ten Pilch niż myślałam, bardziej zabawny, mniej zmanierowany, z dystansem do siebie. Mam też „Drugi dziennik” i już sie na niego cieszę.
Udanych wakacji i przyjemnego czytania!