Jak zostać SZCZĘŚLIWYM pisarzem

„Pisarzem jest ten, kto pisze” napisała Regina Brett, a potem wymieniła wiele sposobów na to jak nie zostać pisarzem. Jeśli ominął cię ten bardzo zabawny i szalenie prawdziwy tekst, to koniecznie go przeczytaj, uśmiejesz się, a w niektórych punktach może zobaczysz siebie.

Widziałam już wiele recept na to jak zostać pisarzem. Są książki o takim tytule, są listy punktów do spełnienia. Nie chcę tworzyć kolejnej, chcę zrobić coś więcej: powiedzieć ci jak zostać szczęśliwym pisarzem. Przez ostatnie lata coraz bardziej odkrywam, że nie ma sensu robić rzeczy, które nie przynoszą szczęścia, że osiąganie celów, które nas nie cieszą nie jest tym czego pragnę. Jeśli zatem pisanie nie przynosi ci poczucia szczęścia tylko frustrację to albo przestań pisać albo… zacznij pisać inaczej.

 

Zostań nie tylko pisarzem, zostań szczęśliwym pisarzem!

Pisz wtedy kiedy masz na to ochotę.

Jeśli nigdy nie masz ochoty na pisanie to może ono po prostu nie sprawia ci przyjemności? W takim razie dlaczego chcesz zostać pisarzem?

Daj swojemu pisaniu szansę rozwoju.

Kiedy już zaakceptujesz, że nie jest idealne i takie jak sobie marzysz stwórz mu możliwości nauki. Pisałam już o tym, że pisania można się nauczyć. Ucz się jak pisać opisy, jak pisać dialogi, szukaj swojego stylu. Poznawaj coraz nowe narzędzia pisarskie.

Akceptuj swoje pisanie takim jakie jest w danym momencie.

Nie wyżywaj się na swoim pisaniu, nie drzyj kartek z wściekłością, bo nie umiesz napisać dobrego dialogu. Może dziś nie umiesz, a za miesiąc się nauczysz.

Nie proś o ocenę swojej twórczości osób niekompetentnych.

Dlaczego wystawiasz swoje pisanie pod osąd kogoś kto się na tym nie zna? Jeśli naprawdę chcesz się dowiedzieć co wychodzi ci dobrze, a z czym radzisz sobie gorzej, skonsultuj się z kimś, kto wie o czym mówi i jeszcze będzie w stanie udzielić ci wskazówek.

Każdy artysta miewa trudne momenty.

Kiedy tworzysz, pozbywasz się energii, ładujesz ją w swoją twórczość. Znajdź źródło twojej energii, znajdź coś co pozwala ci się naładować, poczuć bardziej żywym, szczęśliwym. Nieważne czy to jest czytanie książek, gra w badmintona czy jazda na rowerze bez trzymanki (moje top 3), rób to co powoduje, że czujesz się szczęśliwy/a.

Nadaj swojemu pisaniu priorytet na miarę twoich celów.

Jeśli chcesz pisać bloga to rezerwuj sobie czas, którego potrzebujesz żeby systematycznie pisać posty. Jeśli piszesz wiersze to kup sobie piękny zeszyt i pozwalaj sobie na zadumane chwile. Jeśli chcesz napisać powieść to nie rób tego na biletach tramwajowych, tylko potraktuj swoje marzenie poważnie.

Nie porównuj się.

Raz na zawsze odpuść sobie porównywanie swoich tekstów z innymi. Może ktoś pisze super śmieszne świetne sceny dialogowe, z którymi ty masz problem, ale za to ty masz niesamowitą wyobraźnię i umiesz od ręki wymyślić magiczny świat? Zauważ swoje umiejętności i ciesz się nimi!

Dbaj o siebie kiedy piszesz.

Traktuj siebie dobrze. Miej wygodne miejsce do pisania, ładny zeszyt, osobne, uporządkowane pliki w komputerze. Niech pisanie będzie super miłym momentem! Zrób sobie pyszną herbatę. Może lubisz pogryzać herbatniki, a może denerwuje cię bałagan na biurku i chcesz mieć je puściutkie. Zrób to dla siebie. Dbaj o przerwy, nie siedź godzinami w niewygodnej pozycji, bo od pisania nie mają boleć cię plecy!

Nie utrudniaj sobie pisania.

Nie stawiaj sobie za cel napisanie 3 tomów sagi dziejącej się w XVI wiecznej Francji, jeśli nie masz o tym zielonego pojęcia. Pisz to, co przychodzi ci z największą łatwością.

Nie rób sobie presji.

Nie rób presji swojemu pisaniu. Nie musisz dostać Nike ani napisać bestsellera. Pisz po to żeby być szczęśliwym. Pisz, żeby się wyrazić. Może wcale nie musisz pisać książki? O tym co innego można pisać napisałam tu. Może największą frajdę sprawia ci teraz pisanie haiku. I świetnie, kto powiedział, że to jest gorsze od kryminałów? A że kryminał jest gorszy od prozy artystycznej? Nie ma lepszego i gorszego pisania, jest tylko to które cię uszczęśliwia i to które ci szczęścia nie daje.

Zostań szczęśliwym pisarzem. Powodzenia!

podpis2

Czytelnicy to wariaci

Dziś mam dla was prezent. Kawałek cudownej książki o czytaniu i o książkach. Ja ją uwielbiam, kupiłam lata temu, nawet już nie pamiętam jakim cudem wpadła mi w ręce. Pierwszy rozdział jest miłości do (nie)porządkowania książek. Publikuję bez zakończenia, ale nie martwcie się, finał jest szczęśliwy!

Fragment książki

Ex libris. Wyznania czytelnika. Anne Fadiman.

Kilka miesięcy temu mój mąż i ja postanowiliśmy połączyć nasze księgozbiory.Znamy się od dziesięciu lat, mieszkamy razem od sześciu, od pięciu jesteśmy małżeństwem. Nasze kubki do kawy, choć nie od pary, rezydowały w przyjaźni na jednej półce; pożyczaliśmy od siebie koszulki, a nawet, przyciśnięci potrzebą, skarpetki; nasze kolekcje płyt dawno zżyły się ze sobą bez jednego zgrzytu (…). Jednak nasze książki wciąż mieszkały osobno, moje głównie w północnym krańcu naszego poddasza – jego w południowym.

Zgadzaliśmy się, że to bez sensu, że mój Billy Budd usychał z tęsknoty czterdzieści stóp od jego Moby Dicka, ale żadne z nas nie kiwnęło palcem, żeby ich połączyć. (…)

Niechęć do połączenia naszych Melville’ów miała po części źródło w pewnych dzielących nas zasadniczych różnicach charakterologicznych. George gromadzi spontanicznie. Ja systematycznie. Jego książki współżyją demokratycznie, zjednoczone pod wszechobejmującym sztandarem Literatury. Część stoi pionowo, część przyjmuje pozycję horyzontalną, niektóre chwilowo grzęzną w tylnych szeregach. Moje rozparcelowane zostały według treści i narodowości. Jak wielu ludzi o wysokiej tolerancji na bałagan, George darzy przedmioty martwe elementarnym zaufaniem. Wierzy, że jeśli coś będzie potrzebne, to na pewno się znajdzie. Ja przeciwnie, wyznaję pogląd, że książki, mapy, nożyczki i taśma klejąca są niesolidnymi wagabundami, objawiającymi niepoprawną skłonność do oddalania się w nieznanym kierunku, jeśli nie zadbać, by pilnowały ściśle przydzielonego im miejsca. Przeto moje książki zawsze muszą przestrzegać surowej dyscypliny.

Po pięciu latach małżeństwa i dochowania się dziecka dojrzeliśmy wreszcie z George’em do przejścia na wyższy poziom intymności, czyli konsolidacji księgozbiorów.

Nie było jednak do końca jasne, jak miałby wyglądać kompromis pomiędzy jego systemem ogrodu angielskiego a moim ogrodu francuskiego. Przynajmniej na krótką metę wzięłam górę, wedle teorii, że o ile George zdoła znaleźć swoje książki, jeśli ustawimy je po mojemu, o tyle ja nigdy nie odnajdę moich, jeśli zapanuje jego styl. Przystaliśmy na podział według dziedzin – historia, psychologia, przyroda, podróże i tak dalej. Literatura piękna miała zostać dodatkowo posegregowana według narodowości. (George, nawet jeśli uznał ten plan za przesadnie drobiazgowy, musiał przynajmniej przyznać, że i tak jest on o niebo lepszy od systemu, o którym opowiedzieli nam nasi znajomi. Otóż z kolei znajomi odnajęli na kilka miesięcy swój dom pewnemu dekoratorowi wnętrz. Po powrocie odkryli, że wszystkie książki zostały poprzestawiane według koloru i formatu. Wkrótce potem ów dekorator zginął w wypadku samochodowym. Muszę wyznać, że zebrani przy stole jednomyślnie orzekli, iż sprawiedliwości stało się zadość).

To tyle, jeśli chodzi o zasady ogóle. Schody zaczęły się, kiedy ogłosiłam mój plan uporządkowania literatury angielskiej chronologicznie, amerykańskiej zaś alfabetycznie, według autorów. (…) George uległ w końcu naciskom, ale bardziej w imię małżeńskiej harmonii niż z autentycznego przekonania. Szczególnie nieprzyjemnie się zrobiło przy przenoszeniu z półki na półkę Szekspira. Kiedy George targał książki, ja zawołałam:

– Uważaj, żeby ustawiać w tej kolejności, a jakiej zostały napisane!

– Chcesz przez to powiedzieć, że mamy ustawiać chronologicznie także poszczególnych autorów? – z wrażenia ledwo mógł złapać oddech. – Ale przecież nie wiadomo nawet dokładnie, kiedy Szekspir napisał swoje sztuki!

– Cóż – stwierdziłam przemądrzale – wiemy, że Burzę napisał po Romeo i Julii. I chciałabym to widzieć odzwierciedlone na naszych półkach.

George mówi, że był to jeden z nielicznych momentów, kiedy poważnie zastanawiał się nad rozwodem.

podpis2

Kiedy piszę jestem szczęśliwa

 

Parę tygodni temu pod wpływem rozmowy z autorką, która nie wierzy we własną intuicję zrobiłam niebieski obrazek, który widzisz obok.  Spodobał się wielu osobom, a ja pomyślałam, że coś w tym jest i że nie ufamy swojemu pisaniu. Nie chodzi o to, żeby się nie uczyć, nie rozwijać, nie starać się pisać lepiej. Ale o to, żeby wierzyć, że to co mamy w środku jest wystarczająco dobre. Często nawet lepsze niż to, co potrafimy wymyśleć.

Pomagam autorom uwierzyć w siebie, w ich naturalną zdolność do opowiedzenia historii.

Nie chodzi o to, żeby wtłoczyć się w schemat i ramy przepisu „jak napisać książkę”, ale żeby ten schemat wykorzystać jako inspirację albo uporządkowanie niepotrzebnego bałaganu.

Z wymyślania na siłę wątków „bo przecież muszą być dwa podobne” i koniecznie zwrotu akcji w 2/3 powieści nic nie będzie. Oczywiście, że można (a nawet trzeba) nauczyć się warsztatu. Ale nawet najlepszy warsztat ci nie pomoże jeśli swoją historię będziesz trzymać w ryzach poprawności za wszelką cenę.

Mam dla ciebie fragment książki, wywiadu. Znana pisarka opowiada o tym, co dla niej w pisaniu jest najcenniejsze. Przeczytaj, a potem pisz i daj się sobie zaskoczyć.

„Gdyby mnie spytano dlaczego tworzę, to chyba odpowiedziałabym: dlatego, że jestem wtedy szczęśliwa. Wydaje mi się, że na poziomie neurobiologicznym tworzenie powoduje powstawanie substancji podobnych do zakochania, jakiejś dopamino-heroiny. To szczęście, które odczuwam podczas tworzenia, ma bardzo różne odcienie: od półerotycznego po dziecięce upojenie wynikające z kręcenia się na karuzeli albo budowania świata z klocków Lego. Tworzenie powoduje haj i w związku z tym także uzależnienie i te doły, kiedy nad niczym akurat nie pracujesz. (…)

A czy (…) przeżywasz moment upojenia i szczęścia, kiedy masz wizję, kiedy wyobrażasz sobie jakie będzie to, co napiszesz – a potem czujesz, że to, co piszesz, nie dorównuje twojej wizji, że z daleka wyglądało jak gwiazda, a z bliska jak brudne sreberko?

Nie, ja tego wcale nie przeżywam. Ostatni raz przeżywałam upojenie wizją, kiedy w 1991 roku w kąpieli wymyślałam tytuły swoich książek, typu „Wróć delfinie!”. Nie doświadczam tego, bo piszę z innym zamysłem – bardzo mnie interesuje moment, kiedy to, co piszesz, to, co powstaje, absolutnie wymyka się temu, co sobie zaplanowałaś.

Nie gonisz niczego.

Bo zdaję sobie sprawę, że najczęściej to, co powstaje jest dużo lepsze, dużo głębsze od tego, co jestem, w stanie zaplanować, wymyślić. Bardzo wierzę, że najwartościowsze w pisaniu jest to, nad czym nie panujesz, czego nie jesteś w stanie zaplanować, to, co wychodzi z ciebie mimochodem. To jest właśnie świat, życie. Na pewno dla mnie jest to tworzywo, które cenię najbardziej.”

/fragment książki – wywiadu rzeki Agnieszki Drotkiewicz z Dorotą Masłowską Dusza Światowa/

podpis2

Potop w Chorwacji czyli co czytać w wakacje

Wybranie książek na wakacje zabierało mi zawsze mnóstwo czasu. Przed wyjazdem zastanawiałam się głównie nad listą do czytania i tygodniami rozstrzygałam ją w głowie i w notesie.

Pamiętam jak lata temu, podczas autostopowej podróży po Chorwacji z przyjaciółką czytałam „Potop”.

Siedziałam na skalistej plaży w pełnym słońcu, a przed moimi oczami Wołodyjowski wymachiwał szablą. Nie miałyśmy w ogóle pieniędzy, spałyśmy w krzakach i jadłyśmy zebrane z drzew owoce, ale ostatnie grosze wydałam na wyszperaną w księgarni książkę po angielsku, bo potop sie skończył, a ja musiałam coś czytać.

W tym roku podróżuję luksusowo, bo mam Kindle, a to oznacza dowolną ilość książek. Dzięki temu jestem w trakcie piątej, bo też czytam same lekkie rzeczy, do połknięcia w dwa popołudnia na plaży. Trafiłam akurat na same fajne książki i z czystym sercem polecam moje tegoroczne letnie czytadła. W zeszłym roku wzięłam ze sobą „Dziennik” Gombrowicza jako pozycję, którą można czytać dowolną ilość razy i w połowie czwartego razu miałam wrażenie, że jeszcze jedno słowo i tego nie przeżyję.

Największą przyjemność sprawiło mi przeczytanie „Jak zostałam wiedźmą” Doroty Masłowskiej.

Miałam ubaw po pachy, naprawdę, dawno się tak nie śmiałam czytając. Ten dziwny twór, trochę proza, trochę poemat a trochę tekst dramatyczny jest nie tylko szalenie inteligentny i przerażająco wręcz współczesny, ale też po prostu ciekawy i wciągający. Poczucie humoru Masłowskiej nie każdemu może odpowiadać, ale mi tak. Z moich ulubionych fragmentów (a mam ich wiele) wybrałam dla was:

Pomóż mi przejść przez ulicę dziewczynko. [mówi wiedźma do dziecka]

– Dobrze, ale jak mi dasz pograć w kurczaki na swoim iPhonie.

– Stara jestem, nie mam żadnego iPhone’a. – To odejdź. Bo zawolam ochronę!

– To moja odznaka FBI, jesteś aresztowana, koniec.

Masłowska nie każdego rozśmieszy, za to nowe perypetie Bridget Jones raczej tak.

Trzecia część przygód kochanej Bridget jest przezabawna i znów pozwala czytelnikowi poczuć się lepiej, bo Bridget naprawdę nie jest doskonała, a jej wpadki świadczą o tym, że „każdemu się zdarza” i nie ma się czego wstydzić. Dobra literatura popularna, a za taką uważam powieść Fielding to jak pyszne lody – nie da sie jeść codziennie, ale raz na jakiś czas sprawiają wielką frajdę.

Na plaży przeczytałam też drugą książkę Marka Niedźwieckiego, „Radiota”, która wpadła mi w czytnik trochę przypadkiem i miło mnie zaskoczyła.

To z kolei coś dla wszystkich, każdej płci i w każdym wieku. Przy co drugim akapicie myślałam o moim tacie i jego wspomnieniach i chciałam go zapytać czy on też pamięta to tak jak pan Marek. Miło mi się czytało nie tylko historie radiowe i muzyczne, ale też osobiste autora. „Radiota” oczywiście wzbudził we mnie nostalgie, cały czas też słyszałam głos Marka Niedźwieckiego, jakby dziennikarz czytał mi na głos, ale ten bonus mają pewnie tylko stali słuchacze Trójki.

Nadrobiłam też zaległości i przeczytałam „Dziennik” Pilcha, do którego podeszłam trochę jak pies do jeża, bo byłam pewna, że mi sie nie będzie podobał. A podobał mi sie bardzo, zwłaszcza czytany niespiesznie, kawałkami. Jakiś inny ten Pilch niż myślałam, bardziej zabawny, mniej zmanierowany, z dystansem do siebie. Mam też „Drugi dziennik” i już sie na niego cieszę.

Udanych wakacji i przyjemnego czytania!

podpis2