O dojrzałości pisarskiej i mój coming out

W poniedziałek poprowadziłam spotkanie z Witem Szostkiem, o początkach jego kariery pisarskiej, który na moje pytanie czym dla niego jest dojrzałość pisarska i czy czuje się pisarsko dojrzały powiedział, że dojrzały się nie czuje i właściwie nie wie czym taka dojrzałość mogłaby być. A potem, parę pytań później, przyszła odpowiedź: że odwagą do podążania własną ścieżką i niepotrzebowaniem spadochronu w postaci konwencji gatunkowej. Mówił też czym jest dla niego twórczość w ogóle: ciągłym poszukiwaniem. Języka, historii, frazy, odpowiedzi po co i dlaczego każdą historię opowiada. W tym co mówił więcej było pytań niż odpowiedzi. Więcej poszukiwania niż pewności, ciekawości niż oceny. 

Chciałabym pracować z ludźmi, którzy tak widzą twórczość. Którzy nie oczekują ode mnie przepisu na bestseller, tylko pomocy w otwarciu oczu, inspiracji, wsparcia na ścieżce w gęstym lesie jaką jest twórczość. 

Ostatnio dużo myślałam o tym czy ja zadaję wystarczająco dużo pytań. Czy ja mam odwagę podążać własną ścieżką i szukać swoich rozwiązań? Czy mam odwagę otwarcie i szczerze czegoś pragnąć nawet jeśli nie mam pod sobą spadochronu, jeśli nie wiem jak to się skończy, jeśli nikt mi nie zagwarantuje happy endu? 

Czy ty masz odwagę pisać latami książkę, która jest dla Ciebie ważna, czy mam odwagę się przy niej zmieniać, zadawać sobie trudne pytanie po co ją piszesz i konfrontować się z odpowiedziami jeśli nikt nie zagwarantuje Ci półki w Empiku?

Coraz bardziej też czuję jak odwaga wiąże się z ciekawością. I zrozumiałam jak często oceniam ludzi i sytuacje zamiast być ich ciekawa. Ktoś mądry powiedział mi jakiś czas temu „zamień ocenę na ciekawość”, a ja w pierwszym odruchu pomyślałam, że to nie do mnie, przecież jestem taka otwarta i nigdy nikogo nie oceniam! A potem, dzień po dniu, godzina po godzinie zobaczyłam jak często to robię. Jak często z góry zakładam „ta książka nie jest dla mnie”, „z tą osobą się nie dogadam”, „na robienie tego nie warto tracić czasu”… Staram się teraz przy każdej takiej ocenie zatrzymać i zobaczyć, czy to jest sprawdzona przez mnie prawda, czy wytwór mojej wyobraźni. Łapię się kiedy mówię coś oceniającego, a nie mam na to dowodów, tylko powtarzam stereotypowe sądy. Wszyscy to robimy. Ale od każdego z nas zależy, czy zaczniemy to zmieniać. 

Dość często ktoś pisze do mnie z prośbą o ocenę „czy jego pisanie ma sens”. To pytanie wraca jak bumerang, a ja czasami rozkładam ręce… Kiedyś napisałam o tym artykuł i czuję, że warto go przypomnieć.