Kiedy jestem w drodze każdy napotkany człowiek jest ciekawy.
Nigdy nie wiem czy za rogiem nie spotkam kogoś, kto stanie się bohaterem moich notatek, mógłby być bohaterem książki. Zamieniam się wtedy w oko kamery i rejestruję każde słowo, ruch, gest. Wszystko jest ważne: mikrorozdarcie koszuli na mankiecie, sposób trzymania widelca. Mam wrażenie, że mój mózg zapamiętuje szczegóły nawet jeśli ja ich nie zauważam. A potem, kiedy piszę, używa ich w odpowiednich momentach, jakby odtwarzał portret pamięciowy. Nie wiem czy jest na to szczególny przepis, kluczowe wydaje mi się bycie uważnym. Trzeba mieć oczy dookoła głowy.
Kiedy podrożuję sama dostrzegam więcej. Trochę tak jakby nikt i nic nie zasłaniało mi świata. Rzeczy o których chciałabym napisać wpadaja mi wtedy do rąk same prosząc się o miejsce w moim notesie. Tak samo jest z ludźmi. Każdy chce pomóc, zapytać skąd jestem, pokazać mi swój świat. Czasami mam wrażenie, że spotkani po drodze dosłownie przepychają się między sobą walcząc o moją uwagę. Tak jakby każdy chciał zostać moim bohaterem.
Bohatera można sobie wymyśleć od A do Z. Ale można go też stworzyć sklejając w całość cechy wielu osób.
Z stu dzieciaków biegających po wiosce w Afryce w dziurawych klapkach można stworzyć jednego bohatera, którym mógłby być każdy z chłopców i jednocześnie żaden nim nie jest. Z siebie i wszystkich przyjaciółek z łatwoscią skleisz jedną kobietę której przygody będą uniwersalne dla wielu czytelniczek. Ważna jest inspiracja. Nie chodzi przecież o to, żeby za wszelką cenę odmalować świat 1:1, ale żeby pokazać kogoś z kim wiele osób będzie mogło się identyfikować, chcieć o nim czytać i wiedziec więcej.
W poradnikach dotyczących pisania podkreślane jest, że głównego bohatera czytelnicy muszą lubić. I ja się z tym zgadzam. Ale ważniejsze wydaje mi się to, że autor musi lubić swojego bohatera. Musi nie tylko wiedzieć o nim wszystko (od wyglądu przez charakter po jego przeszlość) ale też zwyczajnie go lubić, ufać mu, wybaczać. Traktować jak najlepszego przyjaciela. Nic nie bedzie z powieści jeśli nie polubisz swojej postaci.
Do wielu pisarzy bohater przychodzi sam, tak jak piosenka do Włóczykija. Nie muszą go szukać, wystarczy, że otworzą się na niego, zaakceptują w stu procentach.
Czasami bohater objawia się w całości, po prostu nagle staje przed tobą jak żywy, a czasami musisz na niego poczekać.
Wysyła ci sygnały, sznurki do czegoś, co jest dalej. Moja ulubiona Joanna Bator mówiła na spotkaniu z czytelnikami: “po głowie chodzą mi uporczywe słowa znikła bez śladu” i opowiadała, że bohaterka jej nowej książki, Sandra Valentine, po prostu się pojawiła. Pisarka nie miała wyboru, mogła ją tylko zaakceptować albo odrzucić.
Z pewnością sposobów na spotkanie bohatera jest tyle ilu pisarzy i jestem daleka od podawania jednej gotowej recepty. Pisanie to dynamiczny proces, twórczy i wolny i choć oczywiście wskazówki są potrzebne, a warsztat można doskonalić to na poziomie kreowania nowej postaci nie da się powiedzieć “to jest dobre, a to jest złe”. Wszystko co prowadzi pisarza do poznania bohatera jak najlepiej jest dobre.
Jeśli masz już swojego bohatera to postaraj się dowiedzieć o nim jak najwięcej. Poświęć mu specjalne strony w notesie albo plik w komputerze i napisz jego historię, charakterystykę – ale nie pusty zbiór cech zupełnie ze sobą nie powiązanych.
Twój bohater jest trochę jak pacjent, a ty jak psycholog. Zaanalizuj go, zbuduj sieć zależności pomiędzy wydarzeniami z jego zycia a poglądami na świat, osobowością. Pamietaj, że nie budujesz pomnika tylko człowieka, więc twój bohater musi też mieć wady.
Jeśli twój bohater jeszcze się nie pojawił, czekaj cierpliwie.
Wyostrz zmysły, obserwuj świat. Może sprzedawczyni z warzywniaka, której nie zauważasz jest niesamowicie ciekawą postacią? A może bohater przyjdzie do ciebie we śnie.
Kiedy dowiesz się dużo o swoim bohaterze i naprawdę go polubisz, a potem się z nim zaprzyjaźnisz, on ci się odwdzięczy. Bedzie sam kreował swoje losy, szedł w stronę o której nie myślałeś, robił zaskakujące rzeczy. A stąd już tylko krok do świetnej powieści.