Strategia podglądacza

Wielu autorów, szczególnie tych którzy zaczynają i tych, którzy napisali już wiele książek zmaga się z poszukiwaniem dobrej fabuły.

Pytanie skąd wziąć historię spędza im sen z powiek i powoduje liczne frustracje.

Czasami cieszą się z nowego pomysłu, by już po kilku dniach stwierdzić, że do niczego się nie nadaje. Proces wymyślania nie jest prosty i wiele razy czytałam w wywiadach z pisarzami o ich sposobach, mapach, których tworzą, wykresach, katalogach bohaterów.

Jeśli chcesz napisać powieść albo opowiadanie i szukasz pomysłu na fabułę spróbuj wykorzystać kilka wskazówek:

  • Miej oczy i uszy szeroko otwarte. Niesamowite historie naprawdę nas otaczają, czają się za rogiem, są w siatce przechodzącej pani. Zapisuj wszystko co widzisz i słyszysz i co cię inspiruje: wydarzenia, nawet najmniejsze, sceny, postacie, dialogi, urywki zdań. Przeglądaj w domu swoje zapiski, segreguj je, odkładaj do pudła – wiele z tych notatek może przydać ci się później. Te, które ci się podobają staraj się rozwijać od razu, dopisywać skojarzenia, może od razu dalszy ciąg?
  • Zapisuj wszystkie swoje pomysły. Nie osądzaj ich! Często na minutę zapalamy się czymś by już po chwili stwierdzić, że to jednak głupie. Kto powiedział, że to jest głupie? Może za trzy dni spojrzysz na to inaczej. Nie marnuj swojej kreatywności, zapisuj naprawdę wszystko.
  • Spróbuj pisać ciągi skojarzeń na dowolne tematy, na przykład czegoś o czym dziś usłyszałaś i co cię zaciekawiło. To nie muszą być pełne zdania, po prostu uruchom swoją wyobraźnię i pozwól jej swobodnie działać.
  • Weź dowolne zdanie, z książki, z gazety, usłyszane i potraktuj je jako punkt wyjścia. Nastaw sobie budzik i przez 15 minut pisz wszystko co ci przyjdzie do głowy, cokolwiek, tak szybko jak możesz. Sama się zdziwisz ile jesteś w stanie wymyślić!
  • Zastanów się o czym teraz myślisz? Albo co zdarzyło się dziś rano? To mogą być początki twoich opowieści!
  • Zapisuj swoje sny. Może ci się wydawać to absurdalne, bo przecież sny zazwyczaj są mało realistyczne, ale nigdy nie wiesz do czego ci się coś może przydać. Albo cię zainspirować! Dodatkowo zawsze ćwiczysz się w pisaniu.
  • Słuchaj ludzi! Możesz być tak zajęta szukaniem pomysłu na fabułę, że nie zauważysz, że twój dziadek ma ci do opowiedzenia najciekawszą historię na świecie, a zwierzenia przyjaciółki to gotowy materiał na powieść.
  • Nie narzucaj sobie, że zanim zaczniesz pisać musisz mieć rozpracowaną całą fabułę łącznie z zakończeniem. To nieprawda. Jeśli masz bohatera, wiesz gdzie i w jakim czasie żyje i masz z grubsza pomysł na jego perypetie to pozwól mu żyć i działać. Możesz się zdziwić dokąd cię zaprowadzi.

Tylko osiem sposób i aż osiem sposobów. Wypróbuj na początek chociaż dwa. I napisz do mnie jak ci poszło. Powodzenia!

podpis2

Pisz co chcesz!

Zamknij oczy i wyobraź sobie, że wchodzisz do księgarni i na półce widzisz swoją książkę. Bierzesz ją do ręki, kartkujesz i jesteś bardzo dumna. Jaka to jest książka? O czym? Jak wygląda? W twoim wyobrażeniu nic cię nie ogranicza, książka jest taka, jak najbardziej chciałabyś żeby była.

Może nigdy o tym nikomu nie powiedziałaś, może nawet sama przed sobą nie przyznajesz się do swoich marzeń?

Ostatnio coraz częściej spotykam ludzi, którzy tworzą to, co chcą, a nie to, czego ktoś od nich oczekuje. Udało im się też chociaż trochę wyciszyć wewnętrznego krytyka, który w kółko powtarza, że to co piszesz nie jest wystarczająco dobre i po prostu robią to, na co mają ochotę. Kiedy myślę o takich autorach przypomina mi się historia Colleen Houck, amerykanki, która napisała taką książkę jak jej się podobało i niezrażona odmową dziesiątek wydawców wydała ją sama. Dziś krytycy nadal nie zostawiają na niej suchej nitki, ale miliony nastolatków na całym świecie zaczytuje się w jej powieściach (artykuł o Colleen był kiedyś w WO, możecie go przeczytać tu). Pisarka (sic!) ma w nosie co sądzą inni i sprawia sobie frajdę pisaniem. Jest wolna. Wyobrażasz sobie napisać coś co oceniasz teraz jako głupie? Może jeszcze nie, ale ufam, że dasz się porwać rewolucji.

Tak, ogłaszam rewolucję!!! Hasłem jest „Pisz co chcesz!”.

Jeśli wydaje ci się, że musisz pisać poważne reportaże to wrzuć na luz i napisz wiersz albo haiku. O czymkolwiek, o chlebie z masłem. Wymyśl totalnie dziwną historię, daj się porwać własnej wyobraźni! A próbowałaś kiedyś pisać sztukę? Spróbuj, to świetna zabawa, mi zagadkową przyjemność sprawia pisanie didaskaliów. Naprawdę nic nie musisz. Daj sobie wolność. Twoja książka nie musi być żadna, nie musi być nawet książką! Możesz napisać dwie sceny o elfach, początek historycznego romansu, a potem stworzyć bohatera do opowieści detektywistycznej. Ktoś ci zabroni?

Koniec z myśleniem, że nie umiesz pisać! Nie umiesz włączyć worda? Wziąć kartki papieru i długopisu? Umiesz? No to umiesz pisać.

Zaufaj sobie i przestań się stresować błędami, stylistyką, gramatyką. Wielu osobom wydaje się, że muszą pisać lepiej niż mówią i w tekście używają słów, których przenigdy nie użyliby w rozmowie. Męczą się, ściskają swoje zdania. Nie musisz tego robić. Im więcej dasz sobie luzu tym lepszy może okazać się twój tekst.

Przekonanie, że się nie umie pisać często wynieśliśmy ze szkoły, gdzie pani od polskiego bezlitośnie kreśliła na czerwono nasze rozprawki, a wywołani do tablicy nie umieliśmy powiedzieć co autor miał na myśli. Skoro zapędziłam się tak daleko, to chyba muszę wyznać wam sekret (przecież jestem wolna, a co!): w drugiej klasie liceum miałam z polskiego bardzo przeciętne stopnie, często zdarzały mi się tróje, a kiedy powiedziałam polonistce, że chcę iść na olimpiadę to spojrzała na mnie jak na kosmitę. A potem okazało się, że jestem w tym dobra. Tylko nie umiem podporządkować się regułom jej lekcji polskiego. Na szczęście jesteśmy już dorośli i NIKT nie będzie nam mówił co mamy pisać.

Czy muszę jeszcze przekonywać cię do rewolucji? Pisz co chcesz!!!

podpis2

Kilka słów o moim czytaniu

Parę lat temu zostałam poproszona o wymienienie pięciu książek „mojego życia”. Zabawę wymyślił dziennikarz, Remek Grzela (jego bloga o książkach czytam od lat i bardzo go polecam http://remigiusz-grzela.pl). O swoich książkach opowiedziało mu wiele osób, możecie sobie poczytać tutaj. Kiedy postanowiłam, że chcę napisać dla was o czytaniu, zajrzałam do mojego spisu. Właściwie nie zmieniłabym zdania, mogłabym tylko dopisać nowe bardzo ważne dla mnie książki. Na pewno do spisu dodałabym „Przemiany” Liv Ullmann, mam ją w formie rozsypanych kartek, podebrałam mamie z półki kilka lat temu i nie umiem się z nią rozstać.

Moje czytanie zmienia się, czasami dosłownie tonę w książkach, żeby potem przez dwa tygodnie nie przeczytać ani strony.

Miewam też oczywiście fazy na różne książki, choć są takie gatunki, po które nie sięgam nigdy. W liceum przeszłam przez fascynację literaturą rosyjską (nie wiem jak byłam w stanie wytrzymać to nerwowo, ale zaczytywałam się Dostojewskim), potem był XIX-wieczny realizm („Targowisko próżności” stało się moją biblią) i pisarze iberoamerykańscy (kiedy skończyłam „Grę w klasy” to przez tydzień płakałam z tęsknoty za Oliveirą). Mogłabym tak wymieniać długo, pewnie też nikogo nie zaskoczę kiedy powiem, że w swoim czasie zafascynowałam się „Biegnącą z wilkami”, a za nią pojawiły się w moim życiu inne książki o zaglądaniu do środka siebie.

Uwielbiam książki, w które wpadam, zanurzam się w nich i przez parę dni myślę tylko o tym, że chcę czytać dalej.

To nie zdarza się często, chociaż ostatnio miałam szczęście. Wtedy moja codzienność jest otoczona czymś na kształt błony, jestem trochę nieobecna i nawet jeśli udaję pełne zaangażowanie w inne sprawy, to moje serce jest z książką.

A oto kilka prawd o moim czytaniu:

Myślę, że zdanie „powiedz mi, co czytasz, a powiem ci kim jesteś” ma w sobie wiele prawdy.

Czytanie pod kołdrą z latarką nie psuje wcale oczu.

Kiedy jadę w daleką podróż, a chcę mieć jak najmniejszy bagaż, biorę ze sobą dwie książki: jedną, którą mogę czytać wiele razy i znajdować w niej wciąż nowe rzeczy i drugą, która wiem, że nie będzie mi się podobać, więc będę czytać ją długo, a potem bez żalu zostawię po drodze.

Czytam zawsze kilka książek naraz.

Lubię książki ładnie wydane, zwracam uwagę na okładkę, papier. Oczywiście wącham książki, to jasne.

Chodzę do księgarni pooglądać nowe książki, podczytać trochę. Podczas studiów czytałam w Empiku na wrocławskim rynku całe książki (wtedy były tam kanapy) – robiłam sobie zakładki i ukrywałam „mój” egzemplarz za stosem innych.

Mam słabość do książek o jedzeniu, książek kucharskich z historiami i książek o książkach.

Bardzo grube książki jednak mnie trochę przerażają… Ale nie przepadam też za takimi supercienkimi, to jak nie-książka tylko jakaś namiastka!

Ps. Zawsze myślałam, że nigdy nie przekonam się do czytników. Ale ostatnie lato i trzy miesiące spędzone z „Dziennikiem” Gombrowicza (53-56) skłoniły mnie do zmiany zdania. Dostałam Kindla pod choinkę i muszę przyznać, że się w nim zakochałam. Dzięki niemu czytam więcej, bo mam go zawsze przy sobie, mogę mieć w podróży tyle książek ile zechcę i wreszcie czytanie przy jedzeniu przestało być problemem. Nie muszę już walczyć z cukierniczką i zamykającymi się stronami.

podpis2

Opowiem wam historię. Niedawno zostałam poproszona o użyczenie zdjęć z Turcji – byłam tam na wolontariacie przez parę miesięcy 5 lat temu. Wygrzebałam zakurzone płyty CD i zaczęłam przedzierać się przez niezliczone katalogi z tysiącami fotografii. Przez pierwsze pięć minut byłam w lekkim szoku, a przez następną godzinę umierałam ze śmiechu. Zobaczyłam siebie 5 lat temu, a raczej swoje ciuchy. Nie wiem czemu najwyraźniej wydawało mi się wtedy, że im więcej kolorów i faktur tym lepiej. Na moim ulubionym zdjęciu mam na sobie: błękitny podkoszulek wystający spod kanarkowej bluzki z długim rękawem, różową bluzę, białe rękawiczki w czarne gwiazdki, fioletową chustkę, granatową spódnicę, zielone rajstopy i buty w kolorowe kwiaty. Nie wiem co sobie myślałam, ale mam zadowoloną minę.

Tak naprawdę o tym chciałam wam dziś napisać – o połączeniach.

Kiedy wybieramy ciuchy z szafy dobrze wiemy, że są dobre i złe połączenia i że nie wszystko do siebie pasuje. Tak samo jest z jedzeniem – kanapka z masłem orzechowym i dżemem jest dla mnie połączeniem idealnym, ale przecież nie dodaję do niej majonezu, cynamonu, marynowanych grzybków i glonów. Na pewno nie raz obserwowałyście niewprawionych kucharzy, którym wydaje się, że im więcej przypraw dosypią do patelni, tym lepiej. Jednak doskonale wiemy, że składniki potrawy muszą do siebie pasować. Dlaczego nie umiemy stosować tej zasady, kiedy piszemy książkę?

Nieważne, czy piszesz fikcję, czy opowieść o twoich przeżyciach, każda książka ma dozwoloną ilość składników. Nie możesz wrzucić do niej wszystkiego, zamieszać i oczekiwać, że wyjdzie coś pysznego o harmonijnym smaku.

Kluczem jest umiejętność eliminacji, podjęcia decyzji o czym tak naprawdę piszesz, co chcesz powiedzieć czytelnikowi. Kiedy się ubierasz to najpierw wybierasz sukienkę, a potem dodatki, buty. Kiedy gotujesz to najpierw decydujesz, czy to będzie zupa, zapiekanka, czy deser. I wybierasz elementy, składniki. Oczywiście, istnieją smaczne dania wieloskładnikowe i skomplikowane ładne stroje „na cebulkę”. Ale nic w nich nie jest przypadkowe. Tak samo jest z twoim tekstem – wszystko co do niego wkładasz, musi pasować do pozostałych elementów, musi tworzyć spójną całość.

Pewnie zastanawiasz się teraz jakie mogą być składniki powieści i jak moje gadanie o gotowaniu i połączeniach przełożyć na pisanie. Elementami książki są zarówno tematy, o których chcesz pisać (bo często nie umiemy zdecydować się na jeden i bierzemy się za kilka naraz), bohaterowie, rodzaj narracji, jak i forma, gatunek. Zamiast pisać wspomnienia z elementami reportażu, poradnika i książki kucharskiej zdecyduj się najpierw na jedno. Zastanów się, czy do twojej książki najbardziej pasuje narrator pierwszo- czy trzecioosobowy. Nie wciskaj na siłę opisu sytuacji, która nie pasuje do całej reszty tylko dlatego, że jest fajna.

Popatrz na swoją książkę i zastanów się, co do niej pasuje, co będzie współgrało z całością.

Na pewno zauważasz, kiedy koleżanka ma buty kompletnie nie pasujące do reszty stroju. Szybko wyczujesz niesmaczne warzywo w makaronie w restauracji. Ale czy tak samo widzisz to u siebie? W swoim makaronie? W swojej książce? Potrzebujesz świadomego wyboru składników. Odejdź parę kroków, jak malarze na filmach patrzący na swoje dzieło, i zdecyduj: „to biorę, a tego nie”.

podpis2

Patrzeć jak rośnie trawa

Dwa tygodnie temu we wszystkich możliwych doniczkach na moim tarasie zasiałam trawę. Przez następne parę dni patrzyłam codziennie, a nawet parę razy dziennie, czy rośnie. Nie jestem cierpliwa z natury, więc denerwowało mnie, że trawa nie chce rosnąć, że ziemia taka szara i nijaka i jeszcze wrony przylatywały wydziobywać nasiona. Szczerze mówiąc szlag mnie trafiał. Starałam się zdystansować i zaczęłam myśleć, że chyba robię presję mojej trawie i jak będę tak nad nią stać to nigdy nie urośnie.

W międzyczasie rozmawiałam z autorką, która bardzo chciałaby napisać powieść, właściwie to dawno temu zaczęła i nie może skończyć.

Wkurza ją to, za każdym razem jak siada do pisania to jest zdenerwowana, że tak wolno jej to idzie.

Robi sobie mnóstwo notatek i wszystkim opowiada, że pisze powieść i już niedługo zostanie sławną pisarką. A potem wraca do domu i patrzy na stos kartek i pliki w komputerze i krew ją zalewa i wyrzuty sumienia, że czemu do cholery ta powieść się nie daje pisać?!

Opowiedziałam jej o trawie. I o presji. O tym, że to jest proces. Że trawa nie urośnie w pięć sekund, a powieść nie napisze się w jedną noc. Że czas jest potrzebny i że jest niezbędnym składnikiem procesu, rośnięcia, powstawania. Pisania.

Jeśli chcesz pisać, presja nie działa na twoją korzyść.

Tak samo jak patrzenie na to, co już masz w nieskończoność i robienie sobie wyrzutów, że nie masz więcej. Zastanów się, czego potrzebuje trawa, żeby urosnąć? Systematycznego podlewania. Trochę słońca, trochę deszczu. Przestrzeni, wiatru. Tego, żeby trochę o niej pamiętać, a trochę o niej zapomnieć. Daj to wszystko swojej książce. Systematycznie ją dokarmiaj, dopisuj nowe. Czasami więcej, czasami mniej, ale rób to, nawet jeśli potem miałabyś skreślać. Ważne jest, żeby pisać, układać słowa w zdania. Im dłużej tego nie robisz, tym trudniej jest ci potem zacząć. Daj swojej książce przestrzeń. Nie ściskaj jej kurczowo, pozwól sobie trochę odpłynąć. Może nagle, kiedy odetchniesz głębiej wpadniesz na zupełnie nowy pomysł? Nie myśl cały czas o tym, że musisz napisać książkę. Że to wyzwanie, zadanie, cel. Miej z tego przyjemność. Pobaw się swoim bohaterem, postaw go w dziwacznej sytuacji i zobacz co zrobi. Wyślij go w małą podróż, nawet jeśli ona nie ma nic wspólnego z twoją fabułą.

Może okaże się, że kiedy przestaniesz tak bardzo chcieć pisać to właśnie zaczniesz to robić. Ja przestałam wgapiać się moją trawę, obdarzałam ją uwagą tylko w trakcie podlewania i czasami zerkałam na nią przez okno. W końcu puściła pierwsze listki, a dziś ma już ze cztery centymetry! Nie wiadomo kiedy urosła piękna, świeża, jasnozielona.

Trzymam kciuki za twoje wyrastanie. Może symultanicznie posadź sobie rzeżuchę i daj jej rosnąć w spokoju? Wtedy razem, powoli, będziecie się rozwijać: ty, twoja książka i rzeżucha.

podpis2

 

Wiosenne porządki

Robiłam dziś wiosenne porządki. W łazience, w kuchni, w teczkach z papierami. Wyrzucałam przeterminowaną kaszę i krem, którego nie zużyję nawet na łokcie, rachunki z 2009 roku. Pomyślałam jak bardzo przydatne jest robienie takiego porządku w swojej głowie. Wybranie rzeczy, które są ważne i aktualne i tych, które już nam się nie przydadzą i tylko zajmują miejsce.

Tak samo jest z pisaniem – nawet jeśli jesteś wielbicielem chaosu i piszesz w zrywach to przyda ci się zrobienie porządku chociażby we własnych pomysłach.

Na warsztatach spotykam osoby, które chcą pisać, ale nie wiedzą co by to mogło być. Mają dużo pomysłów, pisanie sprawia im przyjemność, ale nie są w stanie znaleźć celu. Jeśli do nich należysz, spróbuj zrobić porządki w swojej głowie. Zapisz wszystkie swoje „stare” pomysły, zrób ich dokładną listę. Przyjrzyj się im i zdecyduj, który jest najlepszy na teraz. Wybierz jeden, na którym się skupisz. Zostaw na liście takie, których nie będziesz realizować teraz, ale nadal uważasz, że są dobre. Wykreśl te, które się już przedawniły, nie wierzysz w nie, nie masz ochoty się nimi zajmować albo po prostu minął już na nie twój czas.

Wierzę, że kiedy zapisujesz to wszystko, to w twojej głowie robi się miejsce na nowe rzeczy. Twój umysł działa trochę jak dysk zewnętrzny i tak samo jak on może się przepełnić. Jeśli nie będzie musiał zużywać już energii na podtrzymywanie przy życiu (czyli nie zapominanie) twoich starych pomysłów, to w naturalny sposób pojawią się nowe.

Wybranie jednego pomysłu na teraz może też przynieść ci ulgę, nie musisz pisać wszystkiego naraz!

Kiedy zdecydujesz się na jeden pomysł zastanów się co dokładnie chcesz napisać, kto będzie czytelnikiem i jaką to może mieć formę. Jeśli czujesz, że jeszcze nie wiesz – nie przejmuj się i daj sobie czas. Odpowiedzi na te pytania przyjdą, bądź cierpliwa. Na razie zapisuj wszystko co przychodzi ci do głowy, notuj zdania, pomysły na rozwój fabuły (jeśli piszesz fikcję), szukaj źródeł (jeśli to non-fiction).

Pracując z autorami wielokrotnie przekonałam się jak ważne jest posiadanie jasnego planu. Najbardziej przydaje się w momentach, kiedy wydaje ci się, że dokładnie wiesz, co chcesz napisać, ale z jakiś tajemniczych powodów nie jesteś w stanie tego zrobić. Nieważne czy piszesz trzytomową powieść historyczną, doktorat czy artykuł do Internetu. Jeśli nie chcesz utonąć to zrób plan, w punktach wylicz wszystko co chcesz napisać. Im bardziej będzie szczegółowy, tym łatwiej będzie ci pisać. Plan nie jest po to, żeby się go potem koniecznie sztywno trzymać, ma wyznaczać ci kierunek. Spójrz na niego z dystansu, na przykład następnego dnia. Może jednak przestawisz punkty? Dopisz brakujące rozwinięcia, podkreśl to, co jest najważniejsze.

Co jakiś czas wracaj do swojej listy pomysłów, zapisuj tam nowe, którymi nie masz czasu sie teraz zająć. Sprawdzaj listę aktualnych, może któryś się przedawnił?

Na pewno wiesz, że znalezienie skarpetki do pary w szafie pełnej pomiętych ciuchów jest niemożliwe. Jak więc chcesz znaleźć swój pomysł w głowie pełnej wymieszanych myśli? Zrób listę. Pisz. I ciesz się wiosną!

podpis2